Pamiętacie sympatycznego jelonka Bambiego? To bohater starej animacji Disneya, która ma na karku już wiele lat, ponieważ sam film pojawił się w kinach w 1942 roku. Z racji zbliżającego się powolnie remaku studio postanowiło zmienić pewien wątek, aby cała historia mniej traumatyzowała dzieci. Co nie ma kompletnie sensu.
Nie chcę psuć fabuły, ale…
Scenarzystka nowej wersji, Lindsey Anderson Beer, skomentowała, że współcześni rodzice zdają się myśleć, iż dzieci są bardziej wrażliwe aniżeli kiedyś. Z tego też powodu starą historię jelonka należy zmienić, a konkretniej zrezygnować trzeba z wątku zastrzelenia matki bohatera przez myśliwego.
Dalsza wypowiedź Beer sugeruje, że wytwórnia znalazła dobrą drogę, aby stworzyć nową wersję historii.
Interesujące jest jednak to, że wspomniana scenarzystka, choć pracowała nad filmem, obecnie nie jest już związana z Disneyem. Sam plan remaku ogłoszony został już w 2020 roku i od tego czasu niewiele o tej produkcji wiadomo. Szacuje się, iż prace jeszcze w ogóle nad nią nie ruszyły. Wiadomo natomiast, że nowa wersja ma być musicalem.
Oswajanie jest potrzebne
Sugerowanie, że współczesne dzieci są zbyt wrażliwe, aby oglądać sceny śmierci, jest moim zdaniem absurdalne i jednocześnie szkodliwe. Przy tym też nieprawdziwe, bo dlaczego w takim wypadku druga część przygód Kota w Butach osiągnęła tak duży sukces kasowy, będąc przy tym historią dojrzałą, zabawną i zawierającą kilka naprawdę mocnych scen? Dlaczego studio DreamWorks dało radę, a Disney, który przecież słynął z naprawdę pięknych i mądrych animacji, rady miałby nie dać?
Nie zajęło mi zbyt wiele czasu wyszukanie kilku naukowych tekstów, które zdają się potwierdzać mój punkt widzenia. Lucyna Sochocka, Elżbieta Krajewska-Kułak oraz Andrzej Guzowski w 2015 roku opublikowali badania dotyczące doświadczeń dziecka wynikających ze śmierci i umierania. Analizowane były tu opinie różnych osób, a wyniki jawią się jako bardzo ciekawe.
Jak możemy przeczytać:
Statystycznie częściej osoby starsze opowiadały się za obecnością dzieci w ostatnich chwilach życia bliskiej osoby umierającej w domu lub szpitalu, a osoby religijne za obecnością swojego dziecka przy już zmarłej bliskiej mu osobie. Nie wykazano różnic istotnych statystycznie odnośnie do obecności dzieci w ostatnich chwilach życia bliskiej im osoby umierającej oraz przy już zmarłej bliskiej osobie, w zależności od faktu posiadania dziecka, płci, miejsca zamieszkania i profilu studiów. Kobiety, respondenci mający własne dzieci, osoby najstarsze wiekowo oraz studenci kierunków medycznych znamiennie częściej byli przekonani o potrzebie rozmów z dziećmi na temat śmierci i umierania i częściej deklarowali chęć jej przeprowadzenia z własnym dzieckiem.
Absolutnie wyklucza to rzekome twierdzenia pani Beer, a to wyłącznie jedno z badań, na które się powołałem. Kto będzie chciał, ten znajdzie więcej. Warto przy tym zauważyć, że dotyczy to realnych sytuacji, podczas których umiera jakaś bliska osoba, a przecież poruszamy się po świecie filmów animowanych. A te – podobnie jak bajki, baśnie i mity – tworzone są niejako, aby przedstawiać nam fragmenty rzeczywistości.
Bambi, Spider-Man, Batman…
To może zabrzmieć dość kuriozalnie, ale historia narodzin Bambiego jego trochę jak historia narodzin Batmana czy Spider-Mana. Dopiero śmierć bliskiej osoby sprawia, że coś ewidentnie się w tych bohaterach zmienia. Jedni przywdziewają kostium, a inni muszą nauczyć się walczyć o przetrwanie w niebezpiecznym świecie (czasami jedno i drugie).
Oczywiście warianty historii superherosów Marvela i DC bywają różne, bo o ile dwa pierwsze filmowe pajęczaki rzeczywiście traciły wujków Benów, o tyle w trzeciej historii nawet nie widzimy wujaszka na ekranie. Jednak i tamta wersja Petera Parkera doświadcza utraty kogoś bliskiego, co nie pozostaje bez wpływu na protagonistę.
Możemy oczywiście ukrywać dziecko przez śmiercią i wmawiać mu różne sytuacje, na przykład zamieniać mu chomiki tak, aby myślało, że jeden i ten sam gryzoń żyje już ponad dekadę, ale trzeba zadać sobie pytanie, czy nie jest to oby szkodliwe. Czy nie wypacza to rozumienia procesu przemijania?
Niedawno oglądaliśmy pierwszą wersję „101 Dalmatyńczyków” z 1961 roku. Cruella chciała tam uszyć sobie futro ze skóry szczeniaków, a jej pomagierzy byli skłonni uderzyć pieski łomem w głowę. Brutalne? Oczywiście, jednak wszystkie te trzy postaci pełniły rolę antagonistów, reprezentowały zło, które dziecko mogło opisać i wskazać. Gdyby ich motywacja i zachowanie nie prezentowały się w taki sposób, całość nie miałaby większego sensu.