Rowan Atkinson, który dał się poznać z roli Jasia Fasoli, a prywatnie jest wielkim miłośnikiem motoryzacji, został oskarżony o promowanie poglądów negatywnych wobec pojazdów elektrycznych. Pod lupę wzięto jego artykuł opublikowany w The Guradian.
Sprzedaż elektryków nie taka, jak zakładano
Na wtorkowym posiedzeniu brytyjskiej Izby Lordów zdecydowano się omówić artykuł Atkinsona dla The Guardian, który miał posiadać negatywny wpływ na sprzedaż aut elektrycznych. W opinii uczestników spotkania tekst ten był jednym z głównych czynników spowodowania spadku zainteresowania tymi pojazdami. Podczas dyskusji poruszano również kwestię wprowadzenia zakazu sprzedaży nowych pojazdów spalinowych od 2035 roku. Dostrzegalne tendencje zdawały się nie współgrać z proponowaną wizją rzeczywistości. Mimo planów rządu, sprzedaż aut elektrycznych nie wzrosła w oczekiwanym tempie.
Przedstawiciele organizacji Green Alliance także wzięli udział w debacie. Oskarżyli oni Atkinsona o zniszczenie reputacji pojazdów elektrycznych i spowolnienie ich sprzedaży poprzez swoje – jak stwierdzili – nieprawdziwe komentarze w artykule dla „Guardiana”. Według nich zawarte w tekście informacje były kłamstwem i niekorzystnie wpłynęły na opinię publiczną na temat elektryków.
Tematyka artykułu Rowana Atkinsona
Analizowany artykuł nosi tytuł: „Kocham auta elektryczne i byłem jednym z ich pierwszych użytkowników, ale coraz częściej czuje się oszukany”. Atkinson wyraził w nim swoje obawy co do rzeczywistych korzyści wynikających z użytkowania samochodów elektrycznych. Pomimo iż uznaje je za „wspaniałe maszyny”, po dogłębnym zbadaniu tematu nie jest przekonany, czy są one rzeczywiście rozwiązaniem na wszelkie problemy związane z ochroną środowiska, jakie im się przypisuje.
Artykuł aktora skupiał się głównie na krytyce akumulatorów litowo-jonowych, które są powszechnie stosowane w tego rodzaju pojazdach. Atkinson sugerował, że dopóki nie zostaną opracowane alternatywne rozwiązania, lepszym podejściem może być zwiększenie wykorzystania paliw syntetycznych oraz wydłużenie czasu użytkowania pojazdów przez ich właścicieli.
Coraz częściej mam wrażenie, że nasz miesiąc miodowy z samochodami elektrycznymi dobiega końca i nie jest to złe: zdajemy sobie sprawę, że należy zbadać szerszy zakres opcji, jeżeli mamy właściwie zająć się bardzo poważnymi problemami środowiskowymi, jakie powoduje korzystanie z samochodów – możemy przeczytać.
W podsumowaniu Atkinson wyraził przekonanie, że mimo iż wierzy w potencjał napędu elektrycznego do przynoszenia rzeczywistych korzyści dla środowiska, obecnie ten moment jeszcze nie nadszedł. Opisując siebie jako pasjonata samochodów, aktor podkreślił też swoje wykształcenie wyższe w dziedzinie inżynierii elektrycznej i elektronicznej.
Jego wina, ale nie nasza
W kolejnym numerze The Guardian, tydzień po publikacji artykułu Atkinsona, pojawiła się odpowiedź Simona Evansa, który pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego i starszego redaktora ds. polityki w serwisie informacyjnym Carbon Brief. W swoim komentarzu Evans starał się obalić argumenty przedstawione przez Atkinsona.
Evans napisał, że głównym błędem Atkinsona było niedostrzeżenie faktu, iż pojazdy elektryczne już teraz przynoszą istotne korzyści dla środowiska na skalę globalną w porównaniu z pojazdami z silnikami spalinowymi. Stanowisko Atkinsona zostało wykorzystane do podkreślenia szerszego kontekstu dotyczącego raportów, które według niego wprowadzają w błąd i hamują sprzedaż pojazdów elektrycznych.
W przypadku dyskusji w Izbie Lordów poruszono także inne tematy pokrewne. Zwrócono uwagę na niedostateczną liczbę punktów ładowania, wyższe ceny pojazdów elektrycznych oraz brak jasnych i spójnych komunikatów ze strony rządu. I moim zdaniem to jest dość ciekawe w kontekście oskarżeń wobec Atkinsona. Zdaje się on być jedynie kozłem ofiarnym, bo przecież producenci aut elektrycznych i związani z nimi lobbyści sami siebie nie oczernią. Zły „Jaś Fasola” to już z kolei realna osoba, do której można się przyczepić. Tymczasem wszystkie wymienione wady samochodów elektrycznych niejako powodują, że nie są one tak popularne, ponieważ przeciętny użytkownik będzie chciał swobodnie dojechać z punktu A do punktu B, nie martwiąc się, czy oby będzie w stanie naładować swój pojazd.
Wielu internautów, dowiedziawszy się o zdarzeniu, wzięło aktora w obronę. Zwrócili oni uwagę choćby na wysokie ceny energii w Wielkiej Brytanii. To właśnie one mogą prowadzić do sytuacji, w której koszt szybkiego ładowania samochodu elektrycznego może być wyższy niż tankowanie pojazdu benzynowego lub diesla. Warto też zaznaczyć, iż wiele innych regionów na świecie również doświadcza spadku sprzedaży samochodów elektrycznych z powodu narastającej presji związanej z kosztami utrzymania. Jeżeli jednak dochodzi do wzrostu tej sprzedaży, jest on minimalna.
Według raportu agencji Reuters, Volkswagen opóźnił swoje plany dotyczące budowy kolejnych fabryk akumulatorów ze względu na spadek popytu w Europie. Podobnie jest z amerykańskim producentem GM. Problemy posiada także Tesla, która niedawno musiała wstrzymać dostawy Modelu 3, aby rozwiązać problemy z fotelikami dziecięcymi w najnowszym modelu.
Idąc jednakże tokiem rozumowania Izby Lordów oraz wszelkich lobbystów, którym bardzo zależy na popularyzacji aut elektrycznych (czytajcie: zasilenia kont pokaźnymi kwotami), każdy, kto skrytykuje ich produkt, jest winny i powinien ponieść konsekwencje. Szkoda, że nie słyszeli o gdańskich autobusach elektrycznych, które nie nadają się w większości do normalnej eksploatacji na naszych ulicach. Ale cóż, kto by się przejmował takimi drobnostkami.