Poszerzanie hoteli, obrażanie się na lekarzy czy pozywanie taksówkarzy, którzy nie chcą ich przewieźć. Grubancypanci to osoby wyjątkowo roszczeniowe. Nie dostrzegają w sobie żadnego problemu, za to całe ich mnóstwo widzą w innych ludziach. W dobie tak powszechnej i stale rozwijającej się otyłości na świecie tego typu ruch społeczny jawi się niezwykle szkodliwie. Zwłaszcza, iż bazuje na nieprawdziwych tezach.
Otyłość to poważny problem
Otyłość – choroba, która staje się niestety coraz powszechniejszym problemem na świecie. Dawno już minęły czasy, gdy mówiąc o tej przypadłości, wskazywano USA, bowiem zgodnie z prognozami w 2035 roku w samej Polsce na otyłość będzie cierpieć ponad 35% dorosłych mężczyzn oraz ponad 25% dorosłych kobiet. Problem ten należy do najpoważniejszych wyzwań w zakresie zdrowia publicznego, zarówno w kraju, jak i na całym świecie.
Nadal jednak w tak zwanych kręgach grubancypacyjnych pojawiają się osoby roszczeniowe i zaprzeczające badaniom naukowym. Chcą niczym w Minecrafcie poszerzać hotele oraz pozywać kierowców taksówek, ale same nie widzą w sobie problemu. Po tylu latach staje się to po prostu męczące, a przede wszystkim społecznie szkodliwe.
W tekście tym postanowiłem ukazać kilka przykładów, w tym również te z naszego podwórka, które dobitnie wskazują poruszony przeze mnie problem. Przypadki te pochodzą z ostatnich lat, lecz tylko jeden z nich póki co zakończył się tragicznie. Moim celem – co zaznaczam od razu – nie jest wyśmiewanie tychże osób, ale zwrócenie uwagi na ich negatywne zachowanie.
Blogerka chce dwóch siedzeń w cenie jednego…
Pierwszy przykład pochodzi sprzed kilku lat i dotyczy Jae’lynn Chaney. To amerykańska blogerka i podróżniczka plus size, która w 2023 roku złożyła petycję do FAA (pol. Federalnej Administracji Lotnictwa), domagając się lepszych warunków dla otyłych pasażerów w samolotach. Zwracała uwagę na zbyt małe siedzenia, brak komfortu oraz przykrości, których doświadczyła podczas lotów ze strony innych pasażerów, gdyż ci nie chcieli obok niej siedzieć.
Kobieta zaproponowała, by osoby otyłe mogły korzystać z kilku miejsc bez ponoszenia dodatkowych kosztów. Wspomniała też, iż podczas innej podróży zmuszono ją do zajęcia tylko jednego miejsca z nieruchomymi podłokietnikami, co skutkowało bólem i siniakami.
Moim zdaniem mogłaby istnieć opcja połączenia dwóch siedzeń w jedno, tylko dlaczego miałoby się to odbywać kosztem osób o normalnej wadze, które w efekcie płaciłyby więcej wedle zamysłu blogerki? Już za sam nadprogramowy bagaż musimy dopłacać w wielu liniach lotniczych, i to niekiedy przekroczywszy limit zaledwie o włos.
… i dodatkowo chce poszerzyć hotele
Pretensje Chaney wykraczają jednak poza loty samolotami, bowiem influencerce przeszkadzają również hotele. Jae’lynn postulowała, by obiekty tego typu były lepiej dostosowane do potrzeb osób plus size – chodzi m.in. o mocniejsze łóżka, większe łazienki, windy i szersze korytarze, wyższe toalety, większe szlafroki i ręczniki oraz dostępność poręczy. Zwracała też uwagę na konieczność szkolenia personelu w zakresie szacunku i obsługi osób o większych rozmiarach oraz na potrzebę podawania online szczegółowych informacji o wymiarach i nośności wyposażenia.
I o ile szacunek wobec klienta to podstawa jakiejkolwiek działalności, trudno oczekiwać, że budynki hoteli będzie można po prostu rozciągnąć. Przypomina to nieco pewien odcinek kreskówki „Chowder”, gdzie bohaterowie powiększyli pracownię wraz ze wszystkim w jej wnętrzu, aby żona szefa kuchni poczuła się chudsza. Chaney zdaje się nie rozumieć, że jeśli budynek stoi obok innych obiektów albo ulic, nie będzie możliwości jakiejkolwiek jego większej zmiany.
Druga sprawa to wyjątkowo niski odsetek klientów o tak dużej tuszy, co ekonomicznie jawi się dla takich miejsc jako nieopłacalne. Bo przypomnieć należy, że choć analizowana kobieta określa się jako plus size, to stwierdzenie to dotyczy osób w różnym stadium otyłości. A jej otyłość jest naprawdę ogromna.
Zderzenie z rzeczywistością
Kolejna historia także jest dobitnym przedstawieniem problemu. Związana jest ona z fat studies, czyli kierunkiem niemającym absolutnie nic wspólnego z dziedziną naukową, bazującym na emocjach, omijaniu faktów niezgodnych z tym światopoglądem i fanatycznej „ciałopozytywności”.
Caitliń Jeffrey (Cat) Pausé to idealny dowód na to, że zaklinanie rzeczywistości w ogóle jej nie zmienia. Była ona wykładowcą na Uniwersytecie Massey w Nowej Zelandii, zajmując się społeczną akceptacją otyłości i feminizmem. Co więcej, kobieta ta przez cały okres swej działalności akademickiej popierała tezę, iż otyłość nie posiada negatywnego wpływu na zdrowie.
Niestety rozczarowanie badaczki nastąpiło w 2022 roku, kiedy zmarła ona w wieku zaledwie 42 lat. Lecz nie jest to jedyna kontrowersyjna sprawa związana z tą postacią.
W 2022 roku, niedługo przez śmiercią aktywistki, amerykański komik Steven Crowder opublikował na YouTube pewne nagranie. W materiale pokazał, jak przeniknął na konferencję poświęconą studiom nad otyłością, w której udział brała również Caitliń. Występując pod fałszywym nazwiskiem, Crowder podszył się pod aktywistę „genderqueer” oraz badacza zajmującego się otyłością i zaprezentował spreparowany artykuł naukowy, który został zaakceptowany przez organizatorów konferencji. Crowder uznał to za dowód na absurdalność fat studies.
W sekcji komentarzy pod filmem pojawiły się krytyczne opinie skierowane pod adresem Pausé. Heather Warren, jej przyjaciółka i była działaczka związku zawodowego szkolnictwa wyższego, odpowiedziała, że wiele prac Cat dotyczyło odczłowieczania osób z otyłością w społeczeństwie, a reakcje internautów pokazują, że nawet po śmierci ludzie zmagający się z otyłością wciąż są uprzedmiotawiani i dyskryminowani.
I serio, nie chcę tutaj rzucać jakichś zgryźliwych spostrzeżeń. Dziwi mnie natomiast, że sprawa Jeffrey przez środowisko grubancypacyjne jest po prostu ignorowana. Krytyka Pausé jest dla niego równoznaczna z hejtem, a jej śmierć niejako stanowi tarczę przed jakimikolwiek argumentami. Co ciekawe, przyczyna zgonu aktywistki nie została ujawniona…
Taksówka była za mała, chociaż…
Sprawa dość świeża, gdyż pochodząca z początku tego roku. Raperka Dajua Blanding z Detroit nie została wpuszczona do zamówionego przez aplikację Lyft samochodu, ponieważ kierowca uznał, że nie zmieści się w jego sedanie. 221-kilogramowa kobieta nagrała całe zdarzenie i zaznaczyła, że wcześniej bez problemu korzystała z mniejszych pojazdów. Mimo prób wyjaśnienia sytuacji i zapewnień, że może wsiąść do auta, kierowca pozostał nieugięty i kulturalnie zaproponował zamówienie większego samochodu.
Po incydencie Blanding zdecydowała się wytoczyć firmie Lyft proces cywilny, domagając się kilku milionów dolarów odszkodowania. Chociaż przedsiębiorstwo przeprosiło za zdarzenie, raperka wynajęła prawników, którzy powołali się na przepisy stanu Michigan zabraniające dyskryminacji ze względu na cechy fizyczne, w tym wagę. Adwokat Jonathan Marko podkreślił, że w świetle prawa odmowa przejazdu ze względu na wagę jest formą dyskryminacji, tak samo jak odrzucenie klienta z powodu jego rasy czy wyznania.
W tej absurdalnej sytuacji nikt jednak nie wspomniał, że rasa czy religia nie powoduje dla samochodu dodatkowych obciążeń, natomiast chorobliwa otyłość już owszem. Nie zwrócono też uwagi na możliwe konsekwencje dla kierowcy, który – gdyby zgodził się na przejazd – mógłby ponieść koszty za zniszczony wóz. Wątpię bowiem, aby Blanding dostrzegła w tym swoją winę. Być może z samochodem nic by się nie stało, ale łatwo zrozumieć brać chęci przekonania się o tym ze strony kierowcy.
W całej tej sytuacji najzabawniejsze i najsmutniejsze zarazem jest to, że raperka właściwie opiera swoją karierę na „akceptacji samej siebie”. Ująłem to jednak w cudzysłów, bo są to niepokrywające się z rzeczywistością słowa. Gdyby bowiem Blanding rzeczywiście żyła w zgodzie z samą sobą, akceptacja ta dotyczyłaby także negatywnych skutków doprowadzenia się do takiego stanu. Bo nie wystarczy ignorować problemów, aby te się rozpłynęły.
Nie chwal się, że schudłeś
Dość jednak o zagranicznych przypadkach, gdyż ktoś mógłby pomyśleć, że wbrew temu, co napisałem na początku, nas Polaków to nie dotyczy. I może rzeczywiście sama grubancypacja nie święci takich triumfów w naszym kraju, jednak nie oznacza to, że w ogóle nie da się jej nie zauważyć.
Weźmy choćby Jędrzeja Niemczyka, który funkcjonuje w mediach społecznościowych pod nickiem „ciało.faynie”. Niemczyk, określając się mianem grubancypanta, w jednym z postów na Instagramie stwierdził, że wszelkiego rodzaju fotografie przedstawiające osoby przed i po utracie wagi są krzywdzące dla tych, którzy nie chcą zmieniać swojego ciała. Autor uważa, że takie zestawienia ukazują ludzi o jego wysokiej wadze jako gorszych.
Ale chwileczkę… Przecież podobno Niemczyk akceptuje swoje ciało, więc co go obchodzi czyjaś opinia? I to w dodatku nie o nim samym? Analogicznie powinienem się obrazić na posty ludzi, którzy chwalą się wyjazdem do Turcji w celu przeszczepienia włosów, bo sam nie mam ich zbyt wiele. Różnica jest jednak taka, że mam to po prostu gdzieś. Szczęście jest subiektywne.

Skąd ci lekarze to wiedzą?
Mamy też panią Igę Wiejak, która w wywiadzie dla Onetu skarżyła się na lekarzy. Jak mówiła, chodząc do różnych specjalistów, spotykała się z komentarzami z ich strony, że powinna schudnąć. Największe jej zastrzeżenie związane było z tym, że byli to specjaliści od wzroku czy słuchu. Według niej przekroczyli swoje kompetencje, ponieważ nie przeprowadzili wywiadu medycznego. W kilku wywiadach Wiejak wspomniała o sytuacji, gdy chciała uzyskać receptę na leki przeciwko anginie. Wówczas lekarz także kazał jej schudnąć i była z tego powodu bardzo niepocieszona.
Pytanie, czy naprawdę potrzeba dużych kompetencji, by stwierdzić, że ktoś jest otyły. Druga sprawa – czy można nazwać takie zachowanie przekroczeniem kompetencji, gdy wiadomo, że ciało działa jako całość i pewne pozornie niepowiązane ze sobą elementy mogą mieć na siebie wpływ.
Weźmy na przykład wzrok. Otyłość zwiększa ryzyko wystąpienia zaćmy czy zwyrodnienia plamki żółtej. Słuch? Nadmiar tkanki tłuszczowej może sprzyjać rozwojowi stanów zapalnych w organizmie, a te rzeczywiście mogą uszkadzać komórki słuchowe. Angina? Tu także mamy związek, gdyż na przykład choroba ta u osób otyłych może przebiegać ciężej.
Pani Iga powinna zatem przestać się dąsać i zrozumieć, że żaden specjalista nie przestrzegł jej dla sadystycznego poczucia satysfakcji. Zrobił to, bo posiada wiedzę medyczną.
Czym jest body positive…
Wszystkie wymienione powyżej działania – a wybrałem zaledwie kilka, gdyż ten tekst i tak jest już długi – można idealnie wpasować w nurt tak zwanego body positive. Hasło to od kilku lat pojawia się w kampaniach społecznych oraz reklamach znanych marek. Ogólnie nie jest to wcale nowa idea, ponieważ jej początki datuje się na lata 60 XX wieku. W głównej mierze we wspomnianym ruchu chodzi o akceptowanie swojego ciała takim, jakie ono jest, czucie się dobrze i bycie wyrozumiałym dla wad innych.
I nie ulega wątpliwości, że taki ruch jawi się jako potrzebny, zwłaszcza gdy w czasopismach modowych czy programach lifestylowych przez długi czas dominowali piękni i nienaturalni ludzie o nieskazitelnej cerze. Wyglądali jak rzeźby Fidiasza i w pewien sposób mieli reprezentować kanon piękna, którego praktycznie garstka była w stanie dosięgnąć. Głównie przez stosowany makijaż czy komputerowy retusz.
Powiem więcej – nawet przy posiadaniu muskulatury łatwo jest oszukać aparat fotograficzny i naprężyć się na kilka sekund, by uzyskać świetny efekt wizualny. Ale to, co pojawia się na wspomniane kilka sekund, nie jest widokiem dostrzegalnym przez większość czasu, stąd też można solidnie zmylić odbiorcę takiego zdjęcia.
Wiele kobiet uważa się za nieatrakcyjne z powodu dodatkowych kilogramów czy blizn, choćby tych poporodowych. Z facetami jest nie lepiej, zwłaszcza jeśli otaczają ich osoby wyznające toksyczną męskość. Idea body positive pomaga ewidentnie w pójściu na siłownię bez zbędnego poczucia wstydu. Dlatego nie ma się co śmiać z otyłej osoby, która wykonuje podstawowe, proste ćwiczenia. Taka osoba podjęła wyzwanie i to jawi się jako ważne.
Ogólnie zatem dobrze, że coś takiego jak body positive funkcjonuje, ponieważ każdy ma prawo czuć się dobrze z samym sobą. Jednakże…
… a czym nie jest
Jednakże, jak przy każdym ruchu ideologicznym, istnieje możliwość pójścia w bardzo skrajnym kierunku. O ile osoba z piegami, szramami, kilkoma kilogramami więcej czy nietypowymi rysami twarzy może być po prostu zdrowa, a jej organizm może działać w sposób prawidłowy, o tyle nie możemy tak mówić o Chaney i reszcie przykładów, gdyż wtedy najzwyczajniej w świecie skrzywdzimy te osoby.
Nie zrozumcie mnie źle – tu nie chodzi o wspomniane przez tę blogerkę sytuacje, kiedy ktoś wyzywa ją od „grubasów” i tym podobnych. Tu chodzi o fakt, że jest ona chora na otyłość, niszczy swój organizm i absolutnie nic z tym nie robi. Propaguje także błędne przekonanie, że takiemu stanowi nie da się przeciwdziałać w żaden sposób. Prawda jest jednak taka, że owszem, może to zrobić, choć w większości przypadków nie obędzie się bez wyrzeczeń.
Spotkałem się już w życiu z kilkoma osobami twierdzącymi, że nie mają szans zmienić swojej wagi, bo cierpią na jakieś choroby, choćby Hashimoto czy insulinooporność. Problem w tym, że aktualne badania pokazują, że nie przekreśla to szans na uzyskanie zdrowej sylwetki.
Otyłość to także przypadłość psychiczna, bo przecież dużo rzeczy u takiej osoby dzieje się właśnie w jej głowie. Niestety poprzez wmawianie sobie, że „grubancypantem” albo „pada się ofiarą fatfobii”, przekonanie o tym, że tak naprawdę nie krzywdzi się swego organizmu, dalej się utrzymuje. Emocje i przekonania nie odgrywają tu tak naprawdę żadnej roli – otyłość to choroba i jest to stwierdzone medycznie.
Grubancypacja a fake newsy
W mojej skromnej opinii, która i tak zostanie uznana przez zwolenników grubancypacji za fatfobię, promowanie otyłości w jakimkolwiek przekazie medialnym stoi na tej samej półce co reklamowanie papierosów jako zupełnie nieszkodliwych. Przestańmy zatem to robić, jednocześnie nie wyzywajmy ludzi otyłych, ale też otwarcie komunikujmy, że otyłość stanowi chorobę.
Rzecz jasna, trzeba nadmienić, iż otyłość posiada swoją formę pierwotną oraz wtórną, lecz trudno mówić o tej drugiej w kontekście opisanych przykładów.
Żyjemy w czasach dużego wyczulenia na fake newsy, więc dlaczego tak pobłażamy grubancypantom? Przecież podają fałszywe informacje, odpierając medyczne diagnozy. To równoznaczne z rodzicami organizującymi „ospa party” dla swoich dzieci, równoznaczne z teorią płaskiej ziemi i innymi teoriami spiskowymi.
Przeczytaj także: