Niebiescy kosmici, którzy porywają wokalistę, by ten urządził im koncert, już od 25 lat terroryzują naszą planetę. Choć początkowo debiutancki utwór Eiffel 65 okazał się klapą, puszczenie go przez jedną rozgłośnię wywołało efekt domina. Od 1998 roku aż do teraz piosenkę wykorzystano w kilku filmach.
Eiffel 65. Początki i styl
Eiffel 65 to zespół pochodzący z Włoch, który zajmuje się muzyką elektroniczną oraz eurodance. Założyli go w 1998 roku Maurizo Lobina, Jeffrey Jey i Gabry Ponte. Mężczyźni poznali w Bliss Corporation, które zostało założone w 1992 roku. Każdy z tych trzech twórców już wcześniej posiadał na swoim koncie muzyczne sukcesy, jednak wydaje się, że to właśnie Eiffel 65 przedostał się do tak zwanego głównego nurtu.
Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego omawiany zespół nazywa się akurat Eiffel 65 i co dokładnie oznacza ta nazwa, to prawdopodobnie teraz Was rozczaruję. W dzieciństwie wydawało mi się, że na sto procent ma to jakieś powiązanie z twórcą pewnej znajdującej się we francuskiej stolicy wieży. Jednak nie, prawda jawi się zupełnie inaczej. Otóż, sama cząstka „Eiffel” została losowo wybrana przez program komputerowy. Z kolei liczba „65” zupełnie przypadkowo znalazła się na demie początkującego zespołu i stanowiła fragment numeru telefonu.
W tamtych czasach dużo produkowaliśmy i zauważyliśmy, że marnujemy dużo czasu, próbując znaleźć nazwy dla nowych projektów, więc stworzenie tak wielu nowych nazw, jak tylko się dało, zajęło nam mniej więcej tydzień. Stworzyliśmy bazę danych w Excelu, którą od czasu do czasu pobieraliśmy, a kiedy wyszedł „Blue”, pobraliśmy z listy Eiffla i to wszystko – wyjaśnił Jeffrey Jey (a w rzeczywistości Gianfranco Randone) w jednym z wywiadów.
W tym samym wywiadzie mężczyzna wyjaśnił także, że zarówno on jak i jego kompani uwielbiali eksperymenty z muzyką, ale postanowili pójść o krok dalej i w eksperyment ten włączyć również głos. W ten sposób zaczęli wykorzystywać tak zwane vokodery i technologię automatycznego dostrajania. Vokodery są elektronicznymi urządzeniami do syntezy dźwięku oraz mowy. Ich użycie pozwoliło wokaliście brzmieć w taki sposób, aby słuchaczowi wydawało się, że twórca pochodzi z innej planety.
Wszystko jest niebieskie
Przejdźmy teraz do konstrukcji teledysku oraz tekstu. Tego drugiego na pewno nie powstydziłyby się piosenki ze smerfami.
Co na pewno zasługuje na uwagę, teledysk opowiada klarowną historię porwania jednego z członków zespołu przez niebieską rasę kosmitów, zwanych Zorotlami. Pozostała część ekipy podejmuje akcję ratowniczą, by zabrać swego kolegę z powrotem na rodzimą planetę. Wymaga to jednak rozprawienia się ze strażnikami, co prowadzi do szeregu absurdalnych scen walk. Ktoś powie, że efekty komputerowe strasznie się zestarzały i pewnie będzie miał rację, jednak to właśnie dzięki temu, jak źle prezentuje się w czasach współczesnych grafika, cały teledysk zasługuje na uwagę. Oddaje on to, co w latach 90. uchodziło za najlepsze. Całość inspirowana była serią gier „Metal Gear Solid”.
Skupmy się jednak na wspomnianych Zorotlach. Błękitni kosmici zasługują na uwagę, gdyż po sukcesie utworu – a ten nie nastąpił od razu, o czym opowiem później – stali się oni niejako maskotkami, które wpleciono także do kolejnego teledysku. Podjęto nawet próbę wypromowania fikcyjnego wykonawcy nazwanego – a jakże by inaczej – Zorotlem. Jednakże oprócz utworu „I Wanna Be” nie przypisano jego autorstwa czemukolwiek innemu. Mimo to nadal w Internecie funkcjonuje dość archaiczna strona nakreślająca nam uniwersum, w którym żyją ci obcy.
Co się tyczy samej warstwy tekstowej, nie da się ukryć, że jest ona dość absurdalna. Piosenka opowiada o osobie żyjącej w niebieskim świecie. I to dosłownie – wszystko wokół niej, każdy przedmiot czy nawet osoba, posiada kolor niebieski, choć niektórzy doszukują się tu gry słów, bowiem „blue” oznacza także w języku angielskim smutek. Stąd tak zwany „Blue Monday”.
Sukces nie przyszedł od razu
Jak napisałem na wstępie, „Blue” musiał trochę poczekać, zanim stał się ogólnoświatowym hitem. Od razu po wydaniu pod koniec października 1998 roku singiel osiągnął przygnębiającą liczbę zaledwie około dwustu sprzedanych egzemplarzy. Dopiero po jakimś czasie kawałkiem zainteresowało się Radio Deejay i tak naprawdę to właśnie puszczenie utworu właśnie tam naprowadziło Eiffel 65 na właściwe tory sukcesu. W samych Stanach Zjednoczonych sprzedano około trzech milionów egzemplarzy.
„Blue” na stałe zagościł także w popkulturze i wielokrotnie był remiksowany lub jego rytm był wplatany w inne piosenki. Wykorzystano go między innymi w filmach „Iron Man 3”, „Aurora” czy „Frajer”.
Od siebie dodam, że jako dziecko uważałem, że teledysk prezentuje gameplay z jakiejś gry i istnieje możliwość nabycia jej fizycznej wersji. Podobne przeświadczenie miałem przy teledysku do „Californication” autorstwa Red Hot Chilli Peppers, choć po jakimś czasie ktoś realnie postanowił spełnić moje marzenie i wyprodukować grę na jego podstawie.