4’33’’ to utwór Johna Cage’a, który charakteryzuje się tym, że można zagrać go praktycznie na każdym instrumencie. Nawet na grzebieniu. Wynika to z faktu, iż polega on na absolutnej ciszy. Jednak czy na pewno?
Definicja muzyki
Gdybym Was zapytał, co rozumiecie pod pojęciem „muzyka”, zapewne wielu z Was zademonstrowałoby różne od siebie definicje. Wydaje mi się jednak, iż w każdej z nich zawarty zostałby pewien wspólny element. Najogólniejsza próba opisania, czym jest muzyka, określa ją jako sztukę organizacji struktur dźwiękowych w czasie, która jednocześnie za pośrednictwem dźwięków wpływa na ludzką psychikę.
Próbując bardziej uszczegółowić to pojęcie, można podzielić muzykę na poszczególne jej formy, lecz te także nie będą jednolite, gdyż jedni wezmą pod uwagę na przykład liczbę wykonawców, inni okres jej powstania, a jeszcze inni rodzaj środków, za pomocą których ją wykonano.
Poprzez charakterystyczne części składowe danego gatunku muzycznego jesteśmy w stanie ocenić, czy 2Pac zajmował się rapowaniem, czy może jednak wykonywał jazz. Albo czy Fryderyk Chopin grał na ukulele, czy może na fortepianie. W obu przypadkach nie będziemy mieć z oszacowaniem tych rodzajów muzyki problemu.
Co jednak mamy począć, gdy utwór jest po prostu ciszą trwającą cztery minuty i trzydzieści trzy sekundy?
Ekstrawagancki John Cage
John Cage to amerykański muzyk słynący z intrygujących dzieł. Urodził się 5 września 1912 roku w Los Angeles, zmarł natomiast 12 sierpnia 1992 roku w Nowym Jorku. Już jako dziecko uczył się gry na fortepianie i kontynuował swoją edukację muzyczną w konserwatorium Pomona College. Podczas licznych podróży, między innymi w trakcie pobytu na Filipinach, w Korei, Laosie czy na wyspach Riukiu i Kingmanriff artysta poszukiwał nowych brzmień. Kultury odwiedzonych krain wpłynęły na sposób ukształtowania jego muzycznych upodobań.
W 1944 roku Cage poznał Mercea Cunninghama, wybitnego choreografa i tancerza, z którym nawiązał zarówno współpracę artystyczną jak i związek partnerski. Razem mieszkali w Nowym Jorku, a Cunningham pozostał przy swoim partnerze aż do jego śmierci.
John Cage jest uważany za jednego z najbardziej kontrowersyjnych artystów współczesnego kompozytorstwa. Jego utwory wywołały dyskusję na temat granic muzyki. Muzyk twierdził, że jego eksperymenty muzyczne mają głębsze znaczenie kulturowe i filozoficzne. Pod wpływem podróży i filozofii wschodu wprowadził do swojej muzyki coś w rodzaju przypadkowości, która po dziś dzień zaskakuje, ale i niekiedy oburza.
Muzyka stanowiąca ciszę
Analizowany utwór to tylko jeden z wielu swoistych eksperymentów Cage’a, jednak wybrałem go, ponieważ wydaje mi się, że najmocniej przebił się on do tak zwanego mainstreamu. Można uznać, że na swój sposób jest on kawałkiem o uniwersalnym charakterze, gdyż można go „zagrać” na dowolnym instrumencie.
29 sierpnia 1952 roku doszło do premiery 4’33” w Woodstock w stanie Nowy Jork. Wykonał go pianista David Tudor. Utwór składał się z trzech części oraz samych pauz. Były to tak zwane tacety informujące, iż żadne instrumenty ani głosy w danym momencie nie biorą udziału w wykonaniu. Cały utwór polegał zatem na fakcie niewykonywania absolutnie żadnego dźwięku. Oglądając zarejestrowany wykon 4’33”, możemy obserwować, jak dany muzyk siedzi sobie spokojnie i przekłada kolejne strony z „nutami”.
Tu można jednak zadać bardzo ważne pytanie: czy analizowany utwór stanowił wyłącznie prowokację, czy może posiadał jakieś ukryte znaczenie? Co właściwie Cage chciał przekazać poprzez 4’33”?
Cisza stanowiąca muzykę
John Cage po dziś dzień postrzegany jest jako osoba, która słynęła ze stawiania muzyce wyzwań. Jednocześnie wielokrotnie artysta ten próbował ukazać realną jej istotę. Wszystkich fanów muzyki elektronicznej powinien ucieszyć fakt, iż John Cage jeszcze przed wynalezieniem syntezatorów umiał tworzyć dźwięki właśnie o pochodzeniu elektrycznym. Uzyskiwał je na wiele wymyślnych sposób, na przykład poprzez oscylatory i wzmacniacze.
4’33” oczywiście można rozumieć jako dzieło na różne sposoby. Dominującym elementem zdaje się być tu jednak cisza, co przyznał sam twórca. Cage uważał jednakże, że cisza nie istnieje, ponieważ wszystko stanowi muzykę. Przy pierwszym wykonaniu przez Tudora publiczność nie wiedziała, co właściwie ma robić. Wielu słuchaczy nawet dało upust swej irytacji, jednocześnie jednak wywiązała się dyskusja.
John Cage tłumaczył potem, że widownia przyjęła błędną postawę, iż niczego nie słyszy. Tymczasem była to nieprawda, bo przecież można było usłyszeć zarówno wiatr jak i uderzanie kropel deszczu o dach. Należało tylko się postarać.
Idea analizowanego utworu prawdopodobnie narodziła się około 1947 roku. Jako źródła inspiracji wymienia się monochromatyczne obrazy Roberta Rauschenberga oraz publikację „The Art of Noises” autorstwa Luigiego Russolo. Sam fakt przebywania w bezgłośnej komorze również wpłynął na myśli Cage’a. Podczas tego doświadczenia usłyszał dwa zdumiewające dźwięki: wysoki oraz niski. Po podzieleniu się tym przeżyciem z inżynierem, Cage dowiedział się, że pochodzą one z jego własnego układu nerwowego oraz układu krążenia. Wówczas próba osiągnięcia ciszy okazała się niemożliwa.
Gdy wracamy do utworu 4’33’’, zawsze doświadczamy czegoś innego, jednak brzmienie nie zależy od instrumentu. Nie ma też ciszy, która – wydawać by się mogło – powinna zachodzić w sytuacji kompozycji zawierającej same pauzy. Przestrzeń zawsze jest wypełniona dźwiękiem, zaś wszystko stanowi muzykę.