Kim jest Mario, chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć, ponieważ wąsaty hydraulik świetnie radzi sobie na rynku gier, i to od bardzo dawna. Myśląc o tej postaci, większość z nas pewnie ma przed oczami magiczne grzybki, złego, ziejącego ogniem Bowsera czy niszczenie murków. I w większości przypadków będzie się to zgadzać, lecz wśród takiego ogromu tytułów z Mario znaleźć możemy całkiem pokaźną grupę, która jest po prostu z różnych przyczyn dziwna.
Tworząc to zestawienie, postanowiłem trzymać się dwóch zasad. Pierwsza z nich brzmi: ma być to gra nietypowa, ale mimo wszystko grywalna. Z tego też powodu takie produkcje jak „Hotel Mario” czy „Mario is Missing!” nie znajdą się w tym zestawieniu, gdyż nie poleciłbym ich nikomu, chyba że do ironicznego ogrania na streamie lub w domowym zaciszu. Druga zasada polega na odrzuceniu gier sportowych z golfem, tenisem, piłką nożną i innymi dyscyplinami na czele. Co prawda raz ją złamię, ale tylko w drodze wyjątku.
1. Wrecing Crew (NES, 1985)
„Wrecking Crew” to produkcja, w której bracia Mario pracują jako ekipa rozbiórkowa. Ich zadanie polega na zburzeniu młotem wszystkich ścian, co utrudniają znajdujący się na planszy przeciwnicy, a także brak możliwości skakania. Niekiedy więc zrzucenie o jednej beczki za dużo może skutkować koniecznością powtarzania poziomu. Do tego wszystkiego dochodzi również brygadzista o imieniu Spike, sabotujący naszą pracę. Swoją drogą, postać ta pojawiła się w pełnometrażowej animacji o hydraulikach.
NES-owa odsłona później otrzymała również kolejną część, tym razem na SNES-a, gdzie rozgrywka nieco się zmieniła, ale ogólny zamysł niszczenia ścian pozostał. Nietypowość produkcji wynika z faktu całkowitej zmiany zawodu braci Mario, a także wspomnianego braku skakania przy większym nacisku na wykonywanie konkretnych ruchów w odpowiedniej kolejności.
2. Dr. Mario (NES, 1990)
Również i w serii „Dr. Mario” nasz wąsaty protagonista zmienia zawód i postanawia walczyć z wirusami przy pomocy podejrzanych, kolorowych pigułek. Budzi to skojarzenia z „Tetrisem” i rzeczywiście można znaleźć pomiędzy obiema seriami sporo analogii, jednak „Dr. Mario” mocno zmienia zasady rozgrywki. Poruszając losowo wybranymi tabletkami, musimy dopasować ich kolory do barwy wirusów. Jeśli trzy takie same kolory zetkną się z nimi pionowo lub poziomo, paskudy znikają. Oczywiście nieumiejętne układanie leków może skutkować odcięciem sobie drogi do celu.
„Dr. Mario” nie stanowi jedynej produkcji „tetrisowej” umiejscowionej w świecie Mario, ponieważ wymienić można tu choćby „Wario’s Woods” czy „Yoshi’s Cookie”, ale jest o wiele bardziej dziwaczna niż te tytuły. Nintendo mogło obrać za głównego bohatera zupełnie nową postać, lecz z jakiegoś powodu hydraulik z papierami lekarza wydał im się najbardziej odpowiedni.
3. Super Mario Land (Game Boy, 1989)
Gameboyowe „Super Mario Land” z jednej strony posiada wiele charakterystycznych dla gier z Mario cech, lecz z drugiej dodaje wiele niespodziewanych pomysłów. Pozornie znany pod względem swego działania kwiat daje nam zupełnie inne, odbijające się od podłoża strzelanie. Nie liczcie też, że skoczycie sobie na przeciwnika ze skorupą i popchniecie go do przodu. Samych zmian jest o wiele więcej, jednak nadal pozostawiono te najbardziej charakterystyczne dla serii mechaniki takie jak zbieranie monet, niszczenie murków czy wchodzenie do rur.
Kolejna zmiana to fakt, iż nasz hydraulik tym razem musi ocalić nie Peach a księżniczkę Diasy z rąk nie Bowsera, a kosmity Tatangi. Będzie więc trochę klasycznego chodzenia i skakania, ale twórcy dodali też możliwość pływania łodzią podwodną i latania awionetką. Poza tym Mario przemierza tu krainy Sarasalandu, które przypominają nieco miejsca z naszego rzeczywistego świata.
4. Super Mario Land 2: 6 Golden Coins (Game Boy, 1992)
Druga odsłona ubogiego w kolory Mariana również bazowała na znanych mechanikach. Chyba nawet bardziej niż jedynka, ponieważ kwiat wreszcie robił to, czego od niego oczekiwaliśmy. Nietypowość wynikała z samej fabuły – nie ratowaliśmy tutaj absolutnie nikogo, a powód marianowych działań był bardziej materialistyczny. Chodziło o jego zamek przejęty przez debiutującego wówczas Wario. Aby dostać się do fortecy i skopać mu tyłek, Mario musiał otworzyć wrota za pośrednictwem sześciu monet porozmieszczanych w różnych strefach. Do każdej z nich mogliśmy wejść w dowolnej kolejności.
Choć w platformówce znajdziemy popularnych dla tego świata wrogów, większość przeciwników może wydać się dość oryginalna. W końcu w której innej odsłonie przygód hydraulika zawalczymy z trzema świniami albo czarownicą?
5. Super Mario RPG (SNES, 1996)
Już sama nazwa wskazuje na to, z jakim gatunkiem gry mamy do czynienia. I przyznajcie szczerze, bardziej chyba widzielibyście tutaj Linka aniżeli Mario. RPG zadebiutowało na SNES-ie, ale pod koniec 2023 roku otrzymaliśmy remake na Switcha. Mamy tutaj typowe dla jRPG-ów momenty chodzone oraz te, w których toczymy turową bitwę z przeciwnikami. Zachowało się jednak to, z czego Mario słynie najbardziej, czyli choćby uderzanie w bloki ze znakami zapytania.
Choć w tytule tym pojawia się Bowser, pełni on niespodziewaną na pewno przez wielu rolę jednego z naszych współtowarzyszy. Głównymi antagonistami są z kolei myślące bronie, tworzące tak zwany Smithy Gang.
6. Seria Mario + Rabbids (Nintendo Switch, 2017)
Kórliki przez fakt wyparcia Raymana zdążyły zniechęcić do siebie wielu graczy. Mimo to z jakiegoś powodu połączono je ze światem Mario, i to dwa razy. Jednakże, co by nie mówić o samych Kórlikach, „Mario + Rabbids” jest bardzo przyjemnym doświadczeniem, gdzie wykonujemy misje w poszczególnych krainach, ale i także nierzadko walczymy z przeciwnikami w systemie turowym. Ten jednak nie przypomina choćby tego z wcześniej omawianego „Super Mario RPG”, a stawia na taktyczną rozgrywkę. Nie zawsze też nasza walka polegać będzie na pokonaniu wroga – czasem będziemy musieli po prostu wytrwać określoną liczbę tur albo dotrzeć do konkretnego miejsca.
A, i w DLC do drugiej odsłony wreszcie po tylu latach możemy wcielić się w trójwymiarowego Raymana. Wiem, że większość wolałaby pełnoprawną grę z tym bohaterem, ale w dobie tego, co aktualnie wyczynia Ubisoft, uważam taki gest za niezwykłą szczodrość tego studia.
7. Donkey Kong Jr. (NES, 1982)
„Donkey Kong” to krótka, klasyczna gra, w której Mario wystąpił po raz pierwszy, choć wtedy określano go jeszcze mianem Jumpmana. „Donkey Kong Jr.” stanowi kontynuację tego tytułu, nie zmieniając ogólnych zasad, a jednak zaskakując pewnym obrotem spraw. Tym razem bowiem sterujemy synem małpiego antagonisty, którego Mario przetrzymuje w klatce.
Cytując zatem Krzysia z „Kapitana Bomby”, role się odwróciły. To Włoch teraz jawi się jako ten zły, znęcając się nad biedną, człekokształtną istotą. Lecz, jak wspomniałem, nadal chodzi o dojście do konkretnego punktu na planszy, aby w ostatnim poziomie spowodować zawalenie się belek.
8. Super Mario Bros.: The Lost Levels (Famicom, 1986)
To pierwotna kontynuacja „Super Mario Bros.”, która okazała się tak piekielnie trudna, że w Ameryce wydano ją znacznie później jako „The Lost Levels”. Graficznie jest ona podobna do jedynki, dodając jednak nowe otoczenie, a także kilka innowacji takich jak między innymi wiatr czy trujący grzyb.
Nietypowość tej ośmiobitowej produkcji wynika właśnie z poziomu jej trudności. Owszem, duża część gier na NES-a nie była łatwa, co pozwalało wydłużyć rozgrywkę, lecz tutaj mówimy o ekstremalnie ciężkim przypadku. Tu nie wybacza się błędów, a poszczególne rury są w stanie cofnąć nas o kilka światów. I te latające bloopery – powinny pływać w wodzie, a tymczasem suną po niebie, co wygląda dziwacznie.
9. Super Mario Bros. 2 (NES, 1988)
Teraz przejdźmy do drugiej części, która w związku z faktem, iż poprzednio omawiana kontynuacja powodowała stos zniszczonych padów, miała ją zastąpić w Ameryce. Tym razem producenci pozwalają nam wybrać jedną z czterech postaci, z których każda posiada inną umiejętność. Mechanika gry bazująca na podnoszeniu przeciwników i wyrywaniu rzep w ogóle nie przypominała zasad poprzedniczki.
Gracz zostaje przeniesiony do krainy Subcon. Nie ma w niej Bowsera ani wielu znanych przeciwników, choć debiutujące tutaj stworki, takie jak choćby Ninji czy Shy Guy, na stałe zagościły w uniwersum. Co ciekawe, dzieło to początkowo w ogóle nie miało związku z Mario, bowiem powstało jako „Yume Kōjō: Doki Doki Panic” i opowiadało o baśniowej rodzince, która przeniknęła do magicznej książki.
10. Paper Mario (Nintendo 64, 2001)
„Paper Mario” stanowi serię gier, która całkowicie zmienia postrzeganie świata hydrualika. Jasne, to dalej to samo miejsce, tyle że tym razem wykonane z papieru. Dotyczy to nie tylko otoczenia, ale i samych postaci. Dwie pierwsze odsłony oprócz stawiania na rozwiązywanie zagadek obfitowały także w walki typowe dla RPG. Jednakże trzecia część postanowiła odejść od tego modelu i skupić się na elementach stricte platformowych, choć nie oznacza to, że Nintendo potem trzymało się mocno tych zmian gatunkowych.
W każdym razie, jeśli chcecie zobaczyć, jak Mario niczym kartka zeszytu podczas nudnej lekcji zmienia się w samolocik, to tutaj jak najbardziej będzie to możliwe.
11. Mario & Luigi Bowser’s Inside Story (Nintendo DS, 2009)
Kolejne RPG na tej liście i choć „Mario & Luigi” to seria gier, postanowiłem wyodrębnić akurat tę konkretną odsłonę. Chronologicznie jest to trzecia część, którą wydano na Nintendo DS., jednak to, co moim zdaniem zasługuje na szczególną uwagę, to sama koncepcja tego dzieła.
Otóż, bracia Mario zostają wciągnięci do ciała Bowsera i znajdując się w jego organizmie, muszą pomóc mu w pokonaniu złego Fawfula. Rozgrywka toczy się zatem w bebechach króla Koopy, ale też i na zewnątrz. Bowser staje się zatem jedną z trzech głównych postaci i to moim zdaniem stanowi kolejną nietypową cechę tej produkcji.
12. Mario Paint (SNES, 1992)
„Mario Paint” w swym głównym założeniu miało zaznajomić gracza ze specjalnie zaprojektowaną myszką do konsoli SNES. W rzeczywistości stanowi ono potężne narzędzie o wielu zaawansowanych jak na tamte czasy funkcjach takich jak: rysowanie, kompozytor muzyki czy program do animowania. A jeśli z jakiegoś powodu znudzimy się pracą kreatywną, zawsze możemy zagrać w zabijanie much packą.
Jak to zwykle bywa, mimo iż „Mario Paint” przeznaczono dla dzieci, dorośli twórcy również znaleźli w niej duży potencjał. Wokół gry wytworzył się specyficzny fandom, a i nie brakuje w Internecie animacji, które od podstaw stworzono właśnie w tym oprogramowaniu. I oczywiście, Mario stanowi tutaj tylko maskotkę, którą mogłaby być zupełnie inna postać. Przyznajcie jednak sami, że „Mario Paint” brzmi bardzo dostojnie.
13. Mario’s Bombs Away (Game & Watch, 1983)
W Polsce konsola „Game & Watch” nie cieszyła się dużą popularnością, lecz gdybym zapytał o „Ruskie Jajka”, zapewne wielu Polakom rozjaśniłaby się sytuacja. „Game & Watch” działała dokładnie tak samo, stanowiąc serię przenośnych konsol z jedną wbudowaną grą. Duża część z nich została po latach odtworzona tak, aby dało się w nie zagrać z pomocą przeglądarki, chociaż malkontenci stwierdziliby, że „to już nie to samo”. W każdym razie, jedną z takich wbudowanych produkcji był tytuł „Mario’s Bombs Away”.
Tym razem Mario zaciąga się do woja i odrzuca bomby. Hydraulik musi uważać, aby trzymany przez niego ładunek wybuchowy nie został zapalony zbyt szybko i nie wybuchł mu w dłoniach. Jednocześnie z pomocą towarzysza broni częstuje bombami wszystkich oponentów na drzewach. Tematyka wojny, ale nie takiej z goombami i ferajną, a dziejącej się w realnym świecie, prezentuje się dziwnie, gdy dodamy do niej Mario. Kompletnie nie rozumiem tego połączenia, ale może znajdowała się w tym jakaś metoda.
14. Mario Tennis (Game Boy Color, 2000)
Jak wspomniałem na początku, wykluczyłem w tym zestawieniu gry sportowe, jednak ten przypadek stanowi wyjątek. Sam kieszonkowy tytuł oczywiście podpowiada nam, jaką dyscyplinę przyjdzie nam w nim uprawiać. Tyle że… możecie się zdziwić.
Jasne, gramy tutaj w tenisa, ale tryb fabularny o wiele bardziej przypomina RPG. Wcielamy się w nim w Ninę lub Alexa, którzy postawili sobie za cel zostanie mistrzem pokemon najlepszym tenisistą. Aktualnie tytuł naczelnego wymiatacza posiada – jak łatwo się domyślić – Mario, bo w świecie Nintendo tak już musi być. Element RPG sprowadza się do możliwości nabywania nowych umiejętności w miarę, jak pokonuje się lepszych od siebie graczy. Kategorie tychże umiejętności są cztery: szybkość, moc, obrót oraz kontrola. Co ciekawe, podnoszenie poziomu każdej z nich zwiększa inne statystyki powiązane. Tak samo również zaniedbane umiejętności mogą mieć swoje statystyki zanikające.
Sama idea trybu fabularnego brzmi jak wariactwo i może rzeczywiście nim jest, ale – co najważniejsze – działa, a sporo osób uważa tę część za najlepszą z serii.
15. Mario & Wario (SNES, 1993)
Zestawienie zamknę produkcją, o której dowiedziałem się dopiero przy tworzeniu tej listy. Podobnie jak w przypadku „Mario Paint”, ta SNES-owa gra powstała z myślą o myszce. Co się tyczy fabuły, skupia się ona na tym, że Wario zrzuca Mario różne przedmioty na głowę ograniczając mu widoczność. Biedaczek włóczy się bezmyślnie po pełnej pułapek planszy, a wróżka imieniem Wanda stara się tak manipulować planszą, aby doszedł do Luigiego. I tak przez 100 poziomów. Sama rozgrywka trochę kojarzy mi się z Lemmingami.
Czytaj także: