Antyherosi, antybohaterowie, postacie równie złe co dobre. To właśnie intryguje mnie w nich najbardziej – nie są oni typowymi złoczyńcami jak choćby Joker, lecz z drugiej strony daleko im do ideału. Ciekawe jest też to, że wielokrotnie, mimo iż zdajemy sobie sprawę, że w danej chwili postaci te robią coś bardzo złego, kibicujemy, aby jednak się im udało. Tutaj przedstawię wam dziesięciu moich ulubionych antybohaterów, których w pewien sposób lubię.
Koleś z Postala
Czy nieraz zdarzało się wam wstawać rano lewą nogą i stwierdzić, że wasze życie jest beznadziejne? Zapewne. Na pewno jednakże wasze problemy nie mogą równać się z tymi, które posiada Koleś z Postala. Nic, absolutnie nic mu nie wychodzi: zostaje wyrzucony z pracy, psuje mu się auto, mieszka w przyczepie razem z gderającą żoną, ma wujka prowadzącego opętańczy religijny kult, a jego pies – jedyna istota, którą lubi – ma lada moment zostać uśpiony.
I w sumie nasz antybohater z gry Postal 2 nie jest jednorodną postacią: z jednej strony może stać się zimnokrwistym mordercą, który zabija ludzi tylko dlatego, że stoją w kolejce po mleko, z drugiej natomiast nie musi ich zabijać, a strzelać w głowy będzie tylko tym, którzy zagrażają jego życiu.
Nie mniej, nawet, gdy wybiorę dla niego drogę przepełnioną trupami, jestem w stanie go polubić. Dlaczego? Dlatego, że na swojej drodze spotyka masę osób, które widzimy na co dzień w normalnym życiu i które nieraz w podświadomości staramy się udusić. Fanatycy, ludzie o małym rozumku, niemili pracownicy, narcyzi, ci, którzy zawsze wszystko rzekomo wiedzą od nas lepiej – Koleś wyżywa się na każdym z nich, by w kulminacyjnym momencie, kiedy całe miasteczko Paradise pada ofiarą bomby atomowej (którą sam odpalił), stwierdzić: „Niczego nie żałuję”.
Max Payne
Wydaje mi się, że Max Payne jest najbardziej ludzki z tych wszystkich antybohaterów, których przedstawię. Zabito mu żonę i dziecko tylko z powodu ciemnych interesów i chęci sprawdzenia, jak dobrze sprawuje się nowy narkotyk. Od tamtej pory Max działa ponad prawem, samemu je ustalając.
W ciągu zaledwie kilku nocy wybija większość mafii rodziny Punchinello, a także samą wysoko postawioną Nicole Horne, która stała za całym tym spiskiem. Nie jest w pełni dobry, ponieważ nie liczy się z przepisami prawa, a nawet sprzymierza się z gangsterem Włodimirem Lemem, aby dokonać zemsty (co nie zmienia faktu, iż w drugiej części stają się śmiertelnymi wrogami). Jest on jednak – jak już zaznaczyłem – najbardziej ludzki, ponieważ stara się on nie zabijać niewinnych osób, a kule ładuje tylko w tych, którzy staną mu na drodze.
No i ta jego narracja, wyjęta prosto z kryminałów lat 60. Jego porównania, choć często dość kiczowate, nadają klimat całej grze i bez nich nie byłaby ona już taka sama. Tej postaci ewidentnie sprzyja jakaś siła wyższa, gdyż zawsze udaje jej się wyjść z opresji, choćby przez dziwne zbiegi okoliczności.
Wario
Wario po raz pierwszy pojawił się w drugiej części „Super Mario Land” na Game Boya. Ogólnie seria SML zasługuje na osobny artykuł, ponieważ według mnie jest bardzo wyjątkowa – ma wszystko to, co powinien posiadać klasyczny, dwuwymiarowy Marian, a zarazem wprowadza wiele nowych rzeczy, które sprawiają, że czuję, jakbym grał w zupełnie inną grę.
Wario we wspomnianym wcześniej tytule pojawił się jako główny antagonista, prawdopodobnie kuzyn Maria i Luigiego, chociaż nie jest to potwierdzone. Ale myli się ten, kto myśli, że Wario porwał księżniczkę. Nie, nie, jemu nie takie rzeczy w głowie. Chodziło wyłącznie o zamek i bogactwa, które się w nim z znajdowały. Później Wario stał się głównym bohaterem trzeciej części SML, którą nazwano Wario Landem. Gra ze względu na charakter i dość tęgą postać głównego (anty)bohatera różniła się wieloma aspektami od gier z Marianem.
Ale nie będziemy się tu skupiać na rozgrywce, bardziej trzeba zająć się samą postacią. Wario wyrusza na przygodę wszędzie tam, gdzie śmierdzi hajsem, i jego główny motyw działania jawi się jako oczywisty: trzeba pokonać przeciwników, zdobyć tyle kosztowności, ile tylko się da, a potem spadać.
Jednak z drugiej strony Wario nie jest do końca zły, bowiem w Wario Land 3 i 4 ratuje kilka osób, prawdopodobnie w sposób niezamierzony. Mimo to otrzymuje słowa wdzięczności. Wario również byłby dobrym studentem ekonomii i informatyki, a to ze względu na gry, które tworzy (również w celach zarobkowych). Oczywiście nie robi tego sam i pomagają mu w tym przyjaciele, których w pierwszej części WarioWare próbuje wykiwać, uciekając z pieniędzmi.
Pomimo tego nie umiem tej postaci nie lubić – jest w niej coś takiego, co wzbudza moją sympatię, choć istotnie jej moralność kiwa się na boki.
Rincewind
Cały czas krążyliśmy wokół gier, więc teraz zrobię wyjątek (chociaż nie do końca, bo postać ta zawitała w kilku przygodówkach). Nie ukrywam, że „Świat Dysku” to cykl o iście hermetycznym humorze. To tego rodzaju humor, który możesz pokochać lub znienawidzić. Pierwszym (anty)bohaterem tej serii był mag Rincewind, który w każdej części swoich przygód wikłał się w zdarzenia, jakich – gdyby oczywiście miał jakiś wybór – wolałby uniknąć.
Ale chwila, powiedziałem przecież, że jest magiem, więc chyba kilka piorunów i duża kula ognia załatwiłyby sprawę? No właśnie… Okazuje się, że nie, ponieważ nigdy nie udało mu się ukończyć Niewidocznego Uniwersytetu i nauczyć się jakiegoś konkretnego czaru. Co prawda przez jakiś czas w głowie siedziało mu zaklęcie z Księgi Octavo, ale i z niego nie umiał za bardzo korzystać.
Kiedy przeciętny rycerz lub heros pokroju Parsifala czy Heraklesa przeżywał jakąś przygodę, dawał z siebie sto procent (a nie trzydzieści, jak pewien grubas) i dążył do tego, aby zdusić niebezpieczeństwo w zarodku. Rincewind z kolei myśli tylko o tym, kiedy cały ten cyrk się wreszcie skończy i jakby tu sprytnie uciec, żeby nikt się nie zorientował. Ogólnie całe jego podejście do przygód, które przeżywa, jest tak komiczne, że czasami życzyłem sobie, aby przeżywał ich więcej, mimo że dla niego samego byłoby to oczywiście czystym szaleństwem.
Mówiąc już sporo o tej postaci, bardziej skupiałem się na książkach, ponieważ z „Cyklu o Rincewindzie” przeczytałem je wszystkie, natomiast z tego, co się orientuję, w grze mag ten przeżywał niekiedy zdarzenia, które oryginalnie przeżywali inni bohaterowie.
Arthas Menethil
To nietypowy antybohater, ponieważ najpierw jest klasycznym bohaterem, a potem postacią do krzty złą. Arthasa poznajemy w momencie, kiedy próbuje uchronić swoje królestwo przed nieumarłymi. Mimo wskazówek swojego mentora postanawia robić to, co sam uzna za słuszne.
Pomimo swej obiecującej kariery paladyna zaprzepaszcza wszystko na rzecz Ostrza Mrozu, na skutek którego zmienia się nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Później już dawny, znany przez ludzi z Lordaeronu książę przeistacza się w Króla Lisza i staje się jedną z najpotężniejszych i najgorszych istot w świecie Azeroth.
Przyznam, że kampanię nieumarłych w Warcrafcie III przechodziło mi się z trudem, ponieważ zdecydowanie wolałem tę pierwotną wersję Arthasa, który może i był zbyt pewny siebie, ale za to bardzo ludzki. Do tego dubbing Jacka Kopczyńskiego zawsze kojarzył mi się z na ogół dobrymi postaciami, a głównie z Raymanem. Cóż, trzeba się przyzwyczaić.
Conker
Conker występował w kilku grach Rare, między innymi ścigał się z Diddy Kongiem na gokartach, ale jego transformacja ze słodkiego, typowo dziecięcego bohatera nastąpiła wraz z wydaniem gry „Conker’s Bad Fur Day”, która mimo kolorowej oprawy miała to do siebie, że posiadała między innymi masę wulgaryzmów, pluszowe misie z nazistowskimi zapędami, krainę ulepioną z „ludzkiego miodu” i Króla Panterę, który dał sobie wmówić, że najlepszym zamiennikiem do nogi od stołu jest czerwona wiewiórka.
Jaki więc może być bohater tej gry? Cóż, nasz wiewiór dużo pije, nie wypełnia żadnych zadań, jeśli nie mają związku z pieniędzmi, lubi kobiece kształty i nie przeszkadza mu to, że posiada już dziewczynę, a nawet wysiaduje jajko tylko po to, by rozpłaszczyć dinozaura kilka minut po jego wykluciu.
Mimo to ma on równie dużo cech pozytywnych, ponieważ czynnie uczestniczy w wojnie, która zresztą głównie za jego zasługą kończy się pomyślnie, i chcąc nie chcąc ocala krainę przed różnorakimi zagrożeniami. Niestety dla Conkera jego historia nie kończy się happy endem i w niektórych rankingach uchodzi za jedną z najbardziej przygnębiających.
Tu przyznaję, że nie wiem dokładnie, czy Rare zamierzało stworzyć taką scenę, czy może stworzono ją, a potem została ona usunięta przez cenzurę, ale na końcu gry Conker miał palnąć sobie w łeb ze strzelby. Nie będę dalej spoilerować, jak dokładnie skończyła się jego droga do domu (bo taki jest jego pierwotny cel), jednak dodam, że warto to zobaczyć na własne oczy.
Alicja
Oczywiście chodzi tu o Alicję, która narodziła się w głowie Americana McGee. Dwie gry z jej udziałem były mroczną kontynuacją klasycznej opowieści Lewisa, gdzie spotkaliśmy wielu znanych z książki bohaterów w o wiele bardziej makabrycznej wersji.
Alicja swoje dzieciństwo spędziła dokładnie tak, jak ujęła to książka – dwa razy odwiedziła Krainę Czarów i przeżyła tam wiele dziwnych przygód. Wersja komputerowa próbuje ukazać nam jej dalsze losy, kiedy to na skutek pożaru giną jej rodzice, a ona sama trafia do ośrodka dla psychicznie chorych.
W pierwszej części poprzez Krainę Czarów, gdzie poszczególne postacie mają silny związek z jakimś konkretnym aspektem jej życia, może ona utorować sobie drogę do normalności, aby wreszcie wyjść z ośrodka. W drugiej części jej szaleństwo częściowo powraca, lecz przybiera zmienioną formę, co powoduje, iż bohaterowie, którzy w pierwszej części byli wrogami, nagle stają się sojusznikami.
W każdym razie ta konkretna Alicja jest bardzo mroczna, posiada arsenał sadystycznych broni i umie zmieniać się w demona. Sama jednak jest bardziej dobra niż zła, ponieważ walczy z istotami zagrażającymi Krainie Czarów.
Kapitan Bomba
Nie mogło oczywiście zabraknąć tu zasłużonego wojskowego asa. Wykreowany przez Bartosza Walaszka i Piotra Połacia kapitan Gwiezdnej Floty w swej ojczyźnie uchodzi za prawdziwego bohatera, ale jeśli przyjrzymy się szerzej jego działaniom, szybko zrozumiemy, że zostawiają one wiele do życzenia.
Wychowywany przez ojca alkoholika Tytus Bomba, zaczerpnął od swojego starego najgorsze możliwe wzorce toksycznej męskości. Z tego powodu jego życie jest pełne sprzecznych zachowań. Co chwilę deklaruje, że nie jest homo, jednak „rypanie” więźniów podczas odsiadki uznaje za coś normalnego. Twierdzi, że nienawidzi kosmitów, jednak po pijaku melanżuje z Głusiem, a samica kurvinoxa nie stanowi dla niego za wysokich progów. Znalazłoby się jeszcze kilka innych przykładów.
Co więcej, Bomba jest bez dwóch zdań zbrodniarzem wojennym. Nie obchodzi go, czy kosmici, których uśmierca, są mężczyznami, kobietami czy dziećmi. Strzelanie do obcych stanowi dla niego coś w rodzaju potrzeby oddychania czy jedzenia – musi ją realizować, aby normalnie funkcjonować. Ale na tym może zakończę, bo większy wywód na temat Tytusa Bomby jest kompletnie bezcelowy. A wiecie czemu? Bo nie ma sensu doszukiwać się w tym serialu większego sensu… Chyba coś pomyliłem w tłumaczeniu… W każdym razie, wiadomo, że chodzi w nim o teksty i wszechobecne „kwiaty lotosu” pojawiające się na ekranie.
Deadpool
Deadpoola, czyli Wade’a Wilsona, bardziej poznałem nie z komiksów, a z filmów. Zanim wspomniane filmy pojawiły się na ekranie, wiedziałem, że taki super-, a właściwie antybohater istnieje, lecz nie interesowałem się tą postacią aż tak bardzo. To, co na pewno wyróżnia analizowanego mutanta spośród marvelowskiej śmietanki pokroju Thora, Iron Mana czy Rosomaka, to fakt, że nie wydaje mu się, aby brutalne uśmiercanie złych bydlaków było szczególnie złe. To nawet lepiej.
Dodajmy do tego fakt, że Deadpool jeszcze przed swoją transformacją pałał się dość elitarnym zawodem płatnego zabójcy. Co do jego wspomnieć z dzieciństwa, nie są one do końca sprecyzowane, a niekiedy bywają sprzeczne A wszystko to okraszone dużą dawką humoru i dziwacznymi perypetiami.
Wilson zdaje sobie również sprawę z tego, że gdzieś tam istnieją odbiorcy jego przygód. Przebija czwartą ścianę, i to niejednokrotnie. Może właśnie dlatego jego moralność jest tak zachwiana. Bo szczerze, co byście zrobili, wiedząc, że to, co was otacza, nie do końca musi być realne? Podsumowując, fajnie mieć Deadpoola w świecie, w którym istnieje tak duża binarność postaw etycznych.
Mózg
Choć w dzieciństwie oglądałem dość namiętnie kreskówkę z Pinkym i Mózgiem, dwiema myszami chcącymi zdobyć władzę nad światem, muszę przyznać, że niewiele z niej wtedy rozumiałem. Podobnie jak „Animaniacy”, tak i dwa białe gryzonie laboratoryjne rzucały dowcipami skierowanymi w dużej mierze do dorosłych. Przykładowo, jako dzieciak nie wiedziałem, kim jest ten cały Pawłow i dlaczego kręcą sobie bekę z tego Rosjanina.
Mózg jako niska, nawet jak na swoje standardy, mysz o wielkiej głowie każdej nocy wpada na nowy plan zawładnięcia światem. Zazwyczaj jednak plan ten posiada pewne niedociągnięcia i obraca się przeciwko swemu autorowi. Mózg uważa, iż rządzenie światem to sztuka, która wyjdzie mu o wiele lepiej aniżeli ludziom. Jest o tym bezgranicznie przekonany.
Antybohater ten jednak nie jest do końca zły. Oczywiście, to dość megalomańskie podejście, by uważać, że będzie się najlepszym wyborem na światowego oligarchę, ale mysz w tym swoim dążeniu chce uczynić glob lepszym miejscem. Przeciwstawia się choćby Bałwanowi, chomikowi z tego samego laboratorium, który także chce władać światem, jednak bez moralnych zahamowań.