Kiedy gra przestawała działać, a obraz zaczynał się krzaczyć, odruchowo wyciągało się kartridż, dmuchało w jego wnętrze, a następnie z powrotem wkładało do konsoli. Miało to magicznie spowodować, że wszystko ponownie wróci do porządku. Mit o skuteczności dmuchania w kartridż stał się nostalgicznym wspomnieniem dzieciństwa, lecz jednocześnie nie miał nic wspólnego z prawdą.
Amerykańska witryna poświęcona handlowi elektronicznemu i instruktażom iFixit stworzyła opracowanie, w którym skuteczność dmuchania w kartridż nazwała jednym z największych mitów związanych ze światem elektroniki. Autorzy tegoż opracowania wskazali, że owszem, wiele osób pamięta, że po dmuchnięciu wszystko wracało do normy, ale należy interpretować to jako efekt placebo.
Jakość montażu zarówno konsol jak i kartridżów – a przecież duża część z nas miała ich pirackie wersje, które niekiedy bywały jeszcze mniej solidne niż te oryginalne – nie zaliczała się do najlepszych. Niekiedy dochodziło w nich do rozjechania powierzchni styków, co normowało się po samym ponownym włożeniu kartridża. Chuchnięcie nie było zatem potrzebne.
Co więcej, dmuchanie mogło pogorszyć sprawę, gdyż choćby za sprawą śliny mogliśmy doprowadzić do korozji wnętrza kartridża. Przy dmuchaniu na styki przenosiła się wilgoć, która sprawiała, że niklowe i miedziane elementy głównego gniazda konsoli z czasem, przy zbyt częstym powtarzaniu tej czynności, pokrywały się rdzą i patyną.
Producenci byli jak najbardziej świadomi konsekwencji takiego działania. Przez czynnością tą ostrzegał nawet komunikat zamieszczony na oryginalnych grach na konsolę Nintendo 64.
Jeśli nadal nie wierzycie w to, że dmuchanie nie działa, może przekona was fakt, iż już w 2008 roku pewien gracz przeprowadził test z tym związany. Wziął dwa kartridże od NES-a, następnie w pierwszego regularnie dmuchał, zaś drugiego pozostawił w spokoju. Po miesiącu, zgodnie z oczekiwaniami, na pierwszym pojawiły się ślady lekkiej korozji. Eksperyment opisany został TUTAJ.
Czytaj także: