Dokładnie 38 lat temu wypuszczona została gra, która całkowicie zrewolucjonizowała nie tylko świat platformówek, ale i gier w ogóle. Choć nie była ona pierwszym dziełem prezentującym przygody włoskiego hydraulika, to nadała pewien kierunek dalszym produkcjom z jego udziałem. Nie pozostaje więc nic innego, jak życzyć naszego wąsaczowi stu grzybowych lat.
„Super Mario Bros.” jako nowy kierunek
Od razu ostrzegam, że nie zamierzam się tu zbytnio skupiać na rozgrywce, bo… no, hej – wszyscy tę grę znają albo przynajmniej kojarzą. To trochę tak, jakbym miał Wam opisać, na czym polega działanie stołu albo krzesła. Chcę zatem ten aspekt pominąć, a na tapet wziąć dwa ważne elementy: znaczenie omawianej gry oraz proces jej produkcji.
Jak zaznaczyłem na początku, Mario pojawiał się już we wcześniejszych produkcjach Nintendo. Mogliśmy skakać nim po platformach w „Donkey Kongu”, unikając przy tym beczek, przepaści i różnego rodzaju przeszkadzajek. Mario i jego brat Luigi byli także głównymi protagonistami w platformówce „Mario Bros.”, gdzie dzielnie walczyli z wydostającymi się z rur żyjątkami.
Jednakże zarówno walka Mariana z przerośniętym gorylem jak i praca w przemyśle kanalarskim nie były aż tak bardzo rozbudowanymi grami. Przede wszystkim całą planszę mogliśmy przeanalizować już od początku na ekranie telewizora czy automatu. W „Super Mario Bros.” natomiast obraz już się przesuwał, a poszczególne rury mogły nas zabrać do różnorakich miejsc.
Skaczący po żółwiopodobnych stworzeniach Włoch osiągnął nieprawdopodobny sukces komercyjny. Oczywiście jakiś złośliwiec mógłby zarzucić, że przecież nie mogło być inaczej, skoro kartridża z „Super Mario Bros.” sprzedawano razem z konsolą NES. Mógłbym przyznać mu rację, gdyby nie jedno „ale”. Grę tę wydawano później na konsole nowszych generacji i wówczas sięgano po nią z nie mniejszym entuzjazmem. Tym samym główny cel powstania „Super Mario Bros”, czyli chęć utrzymania popularności konsoli Nintendo, został jak najbardziej zrealizowany.
Zresztą skutki Mariana wykroczyły daleko poza pełną mamony kieszeń Nintendo. Jak stwierdza Jeff Gerstmann z portalu GameSpot, „Super Mario Bros.” przyczyniło się do odbudowy branży gier komputerowych. Pamiętajmy, że okres, o którym mówimy, to okres wielkiego kryzysu w tejże branży. Gerstmann dochodzi jednak do jeszcze jednego wniosku. Jego zdaniem pod względem mechaniki skaczący i zbierający grzyby hydraulik w ogóle się nie zestarzał, jego oprawa audiowizualna zapada w pamięć, a gra nadal bawi kolejne pokolenia.
Miyamoto, Tezuka, Kondō. Trzech ojców Mario
Jeśli ktoś choć odrobinę interesuje się dokonaniami Nintendo, to postać Shigeru Miyamoto zna nie gorzej niż abecadło. Miyamoto uznawany jest za jednego z najwybitniejszych i zarazem najbardziej wpływowych projektantów w historii gier komputerowych. Oprócz braci Mario przyniósł on na świat między innymi serie takie jak „The Legend of Zelda”, „Pikmin” czy „Star Fox”.
Takashi Tezuka z kolei współtworzył część ze wspomnianych projektów. Jako zagorzały fan fantasy postanowił napisać scenariusz do dwóch NES-owych gier o Linku. Tezuka zasłynął także jako współautor sympatycznego Yoshiego. Plany na to, aby Mario poruszał się na dinozaurze, pojawiły się już po ukazaniu się „Super Mario Bros. 3”. W jednym z wywiadów Tezuka wyjaśnił częściowo sposób, w jaki tworzy swoje dzieła.
Projektując grę, nigdy świadomie nie oddzielałem zwykłych użytkowników od hardcorowych graczy. Przez ostatnie 20 lat zawsze starałem się tworzyć gry tak, aby każdy – jak najwięcej osób – mógł się nimi cieszyć… Nie mogę powstrzymać się od powiedzenia, że z całego serca kocham swoją pracę polegającą na tworzeniu gier.
I w końcu Kōji Kondō, bez którego tak bardzo kojarzące się z Marianem motywy muzyczne prawdopodobnie nigdy by się nie pojawiły. Kondō otrzymał prototyp gry bez muzyki, aby poznać specyfikę rozgrywki oraz świata przedstawionego. Gdy w jego głowie pojawiła się właściwa koncepcja, kompozytor napisał ścieżkę dźwiękową przy pomocy niewielkich rozmiarów pianina. Tytułowy motyw muzyczny został przez niego odrzucony w swej pierwszej wersji. Był on jego zdaniem za mało żywy i zbyt wolny, podczas gdy gra była dynamiczna.
Ogólnie proces produkcyjny często bazował na zmianach. Czy wiedzieliście na przykład, że pierwotnie projekt „Super Mario Bros.” brano pod uwagę bardziej w kategoriach strzelanki niż platformówki? Wstępnie zakładano też, że gra będzie zawierać typowo zręcznościowy etap, w którym Mario miałby skakać po chmurach i strzelać do przeciwników. Ostatecznie nie zrealizowano jej, choć jakieś jej naleciałości pozostały w grze.
Ostatnio pisałem także o goombach i to również stanowi rzecz wartą uwagi, jeżeli chodzi o wprowadzone modyfikacje.
Moja ocena. Bez nostalgii i na trzeźwo
Przyznaję się bez bicia, że w dalszym ciągu sporadycznie zdarza mi się powrócić do Grzybowego Królestwa. Lubię tę grę i nie czuję, aby zestarzała się w negatywnym tego słowa znaczeniu. Wydaje mi się, że odpalanie „Super Mario Bros.” to pewnego rodzaju rytuał mający sprawdzić, czy jeszcze pamiętam, jak w ogóle się w to grało. To po pierwsze. A po drugie, aby przetestować, czy nadal jestem w stanie odszukać te wszystkie ukryte znajdźki i przejścia.
Żyją oczywiście ludzie-cyborgi, którzy są w stanie przejść Mariana w zatrważająco krótkim czasie. Ich pokaz umiejętności robi wrażenie, lecz nigdy nie było to coś, co pragnąłem powtórzyć. Ogólnie chyba nie należę do zwolenników speedrunów.
Gdyby ktoś jednak się mnie zapytał, czy istnieje jakaś wada analizowanej platformówki, odparłbym, że rzeczywiście, odkąd tylko poznałem „Super Mario Bros.”, jedna rzecz zawsze mi się nie podobała. Mianowicie, chodzi o tryb dla dwóch graczy. W rzeczywistości nazwałbym go raczej trybem rozgrywki gracza po graczu, ponieważ Mario i Luigi nie poruszają się jednocześnie po tej samej planszy. Czekają, aż jeden z nich umrze, by nastąpiła ich własna tura, co z kolei wydaje się mało braterskie.
Ktoś jednakże dostrzegł ten problem i kilka lat temu wypuścił hacka spełniającego moje marzenie. Obydwu hydraulików przemierza tam świat w tym samym czasie i jest to naprawdę świetna opcja.
Warto zatem w tymże urodzinowym dniu powrócić do „Super Mario Bros.”, przypomnieć sobie tę platformówkę i samemu ocenić, czy było warto. Marian po tych 38 latach wcale nie przeszedł na emeryturę i dalej gra Bowserowi na nosie, zaś każda nowa produkcja wprowadza szereg innowacji, łącząc je jednocześnie z tym, co znane i lubiane w tej serii.