TurboDymoMan to postać pochodząca z kiedyś emitowanych reklam nieistniejącej już sieci komórkowej. Stanowiący parodię archetypu superbohatera jegomość zyskał dużą popularność wśród widzów. I to do tego stopnia, że kiedy zastąpiono go inną maskotką, została ona zbojkotowana.
Wiecie, czego mi brakuje w wielu współczesnych reklamach? Czegoś rozpoznawalnego, ale jednocześnie nienoszącego w sobie elementu irytowania odbiorcy. A duża część spotów po prostu albo jest nijaka, albo tak żenująca, że mamy ochotę przełączyć kanał. Aktorzy zachęcający nas do brania kredytów czy Cleo promująca twarożek lub promocje w MediaExpert – wszystko to zdaje się być absolutnie pozbawione duszy i mało przemyślane. A przecież na polskim gruncie nie brakowało reklam kreatywnych, zabawnych i absurdalnych; takich, na które widz liczył podczas przerwy w nadawaniu jego ulubionego programu.
Dzisiaj postanowiłem opisać reklamę, która zapewne dla wielu z Was jawi się jako coś, co przecież jeszcze niedawno leciało na ekranach telewizorów. Jak widać, czas szybko leci, ponieważ to „niedawno” miało miejsce w przedziale od 2009 do 2011 roku. Uświadomiwszy sobie ten fakt, człowiek może poczuć się naprawdę staro. Ja wówczas chodziłem do liceum. Mało tego, nawet pisałem pracę zaliczeniową na przedmiot wiedza o kulturze (nie wiem, czy aktualnie on nadal istnieje) dotyczącą właśnie TuroDymoMana. Ale dość tych gimbusiarskich przechwałek, przejdźmy do sedna.
TurboDymoMan – brand hero sieci komórkowej
36.6 to nieistniejąca już telefonia komórkowa, którą początkowo promowano jako zupełnie odrębną. W rzeczywistości jednak była ona powiązana z siecią Plus. Firma celowała głównie w młodzież, określając swoją ofertę jako „nieprzymusową”. Obecnie podobny wydźwięk zdają się posiadać reklamy Plush na kartę, która jako sieć także jest ściśle powiązana z Plusem. To jednak teraźniejszość, a my dzisiaj chcemy znacząco cofnąć się w czasie.
No, więc TurboDymoMan – kim on właściwie był? Analizowana postać to parodia superbohatera, odziana w wełnianą czapkę, gogle, kolorową bluzę opatrzoną logiem dymka, krótkie spodenki, coś w rodzaju getrów oraz czarne buty. Jak to bywa z tego rodzaju postaciami popkultury, TurboDymoMan musiał odznaczać się jakimiś mocami albo przynajmniej mieć dużo pieniędzy, by kupować sobie gadżety. W pierwszej edycji emisji spotów nasz heros potrafił robić wszystko półtora raza lepiej od reszty mieszkańców ziemskiego globu. Zdolność ta każdego zawstydzała.
Jego moce nie były jednak stałe, ponieważ już w kolejnej akcji promocyjnej główną jego supermoc stanowiła umiejętność tego, że nie musiał on czegoś robić lub posiadać, podczas gdy inni już musieli.
Po jakimś czasie osoby odpowiedzialne za reklamę postanowiły zastąpić TurboDymoMana dostojną postacią SuperEsa – superbohatera, który przypominał nieco połączenie Supermana, Pana Iniemamocnego oraz Johnny’ego Bravo. Mnie osobiście ten superbohater również śmieszył, ale telewidzom nie bardzo się taka zmiana spodobała. SuperEs otrzymał zaledwie garstkę reklam, które polegały mniej więcej na tym, że nie mógł on rozwiązać jakiegoś problemu, jednak na pocieszenie wspominał o niekończących się smsach za trzy złote.
Fakt, że po pokonaniu TurboDymoMana przez SuperEsa pojawiło się wielu malkontentów, spowodował powrót pierwotnej postaci, tym razem nie z umiejętnością, a z brakiem zdolności robienia konkretnych rzeczy. Powodem był noszony gips. Po jakimś czasie superbohater pomyślnie przeszedł rehabilitację i stał się potężniejszy – tym razem potrafił robić wszystkie rzeczy aż dwukrotnie lepiej od innych.
36.6 wymyśliła także bobra znającego 1000 bitów, który potem liczył także do tysiąca. Zaistniało również kilka innych maskotek, ale chyba tylko te wymienione zyskały tak ogromną popularność, nawet jeśli SuperEs nie należał do zbytnio lubianych.
Reklama, która ma fanów
Chyba rzadko kiedy zdarza się, że aktualnie ktoś jest w stanie szczerze przyznać, iż z utęsknieniem wyczekuje na jakiś spot. Tak, jak wspomniałem na początku, większość z nich raczej nas irytuje, a w przypadku Polsatu pojawiają się nawet żarty, że reklamy są na tej stacji przerywane filmami.
O tym, że TuroboDymoMan stał się kultowy i powszechnie lubiany, świadczy to, jak bardzo telewidzowie zbulwersowali się faktem jego zamiany. SuperEs sam w sobie nie był źle napisaną postacią i bywał tak samo absurdalny, lecz panowała wobec niego powszechna niechęć, gdyż zastąpił coś, czego nie było potrzeby zastępować.
I owszem, te reklamy uchodziły za głupie, lecz w pozytywnym sensie. To trochę jak przy seansie „Strasznego filmu” czy „Nagiej broni” – raczej nie zakładamy, że obejrzymy coś poważnego i robionego na serio. Obecnie wiele reklam zdaje się być głupich w sposób niezamierzony. Czasami też ich autorzy wychodzą z założenia, że nieważne, jak bardzo będą one nas irytować, bo najważniejsze, aby utkwiły nam one w głowie (ja tak na przykład mam mimowolnie przy piosence „Włączamy niskie ceny”). Tylko nie do końca przekonuje mnie, czy takie podejście zachęca nas do konkretnego produktu albo usługi.
TurboDymoMan zyskał sympatię odbiorców do tego stopnia, że powstały ich własne pomysły na reklamy. Część z nich publikowała swoje koncepcje za pośrednictwem już nieaktywnej strony „Komixxy.pl”. Zdarzały się też demotywatory poświęcone konkretnym wymyślnym umiejętnościom bohatera.
Z innych ciekawostek należy wspomnieć o mężczyźnie odgrywającym rolę analizowanego superbohatera. To Pavel Kryksunou, aktor pochodzenia białoruskiego, występujący zarówno w serialach, filmach jak i spektaklach teatralnych. Odgrywał on epizodyczne role choćby w takich produkcjach jak „Small World”, „Wołyń” czy „Zieja”. Zdarzyło mu się też wystąpić w tasiemcach takich jak „Na Wspólnej” oraz „Barwy szczęścia”.
Oczywiście TurboDymoMan to nie jedyna postać reklamowa, którą wielu współczesnych internautów dobrze kojarzy. Mały Głód z Danio, Czerwony Kapturek z Heyah, Wargorr z Wedla albo słynne „Ananas wyszedł z puszki”, a także o wiele więcej – wszystko to stanowiło przykład dobrego opracowania tak zwanego brand hero.