Chciałbym Was znowu zabrać do świata starych darmowych gier. W poprzedniej podróży sugerowałem się wyłącznie własnymi propozycjami, jednak w drugiej części skupię się także na wspomnieniach innych czytelników. Zasady pozostają te same – gry muszą być darmowe oraz stare. Zaczynamy!
SuperTux
Co wyjdzie z połączenia przygód Mario z Linuxem? Prawdopodobnie byłby to właśnie SuperTux. Sterujemy tutaj linuxową maskotką, która musi odnaleźć swoją ukochaną. Rozgrywka w dużej mierze jest żywcem wyjęta z klasycznych gier o wąsatym hydrauliku: niszczymy murki, rośniemy po wzięciu właściwej znajdźki, a także możemy stworzyć reakcję łańcuchową, popychając niektórych przeciwników na innych. Oczywiście, przy tym dodano kilka urozmaiceń, bo nasz pingwin może choćby wykonać salto w tył.
SuperTux zmieniał się na przestrzeni lat. Pamiętam okres, kiedy w dostępnej wersji nie dało się nawet zawalczyć z bossem, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie zaimplementowano go pod koniec arktycznego świata. Będąc otwartym oprogramowaniem, wspomniana platformówka stale się rozwija. Zawitała nawet na platformie Steam.
Liero
Liero to strzelanka, która ujrzała światło dzienne w 1998 roku. Jej twórca, Joosa Riekkinen, opisał swoje dzieło jako Wormsy w czasie rzeczywistym, głównie ze względu na fakt, iż nie zaimplementował on w Liero podziału na tury. Gra stała się na tyle kultowa, że stworzono liczne jej klony oraz modyfikacje.
Warto również nadmienić, że podobnie jak w Wormsach tak i tutaj głównymi bohaterami są dżdżownice żądne walki. Każda z nich dysponuje maksymalnie pięcioma rodzajami broni, które losowane są z puli czterdziestu z nich. Choć narzędzia zniszczenia posiadają nieograniczoną amunicję, często trzeba je przeładowywać. Pierwotna wersja gry posiada kilka rodzajów rozgrywki. Możemy zatem walczyć na śmierć i życie, kraść sobie wzajemnie flagi lub prowadzić boje na czas.
Icy Tower
Mroźna wieża to chyba najbardziej rozpoznawalna pozycja na tej liście. Choć jej zasady jawią się jako banalne, znam wiele osób, które nie rozumiały idei robienia combosów. Oczywiście, można było skakać normalnie ze schodka na schodek, ale po jakimś czasie ta strategia okazywała się skazana na absolutne fiasko.
Najbardziej Icy Tower pamiętam dlatego, że bardzo łatwo dało się wprowadzić do niego swoją własną postać. Wystarczył MS Paint, Notatnik oraz program do obróbki dźwięku typu Audacity. W ten sposób na sam szczyt mogliśmy skakać Mario, Soniciem, Pikachu czy nawet… Adolfem Hitlerem.
Icy Tower pozwalał nam grać zarówno na punkty jak i na piętra. Od nas zależało, co jest dla nas istotniejsze. Krążyły plotki, że da się wejść na sam szczyt i wtedy gra się kończy, co stanowiło wyłącznie miejską legendę. W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca.
Powstała również specjalna wersja na Facebooka. Mnie osobiście jakoś średnio ona podpasowała, ale na pewno jej mocną stroną jest możliwość porównywania swoich wyników z tymi uzyskanymi przez znajomych. Motywuje to do podjęcia wyzwania.
Pekka Kana 2
O tej grze napiszę osobny artykuł, jednak ta lista nie byłaby kompletna, gdyby przygody fińskiego kurczaka się tutaj nie znalazły. O jedynce przygód Pekki raczej mało kto pamięta. Dwójka natomiast to inna para kaloszy. Platformówka po dziś dzień posiada masę fanów, a ostatnio pojawiły się nawet starania, aby umieścić ją na Steamie.
W tej najbardziej znanej wersji Pekka Kana 2 oferuje nam dwa epizody: Rooster Island 1 a oraz Rooster Island 2 (pierwszy raz jednakże grałem w wersję oferującą wyłącznie jeden epizod). W obu przygodach Pekki fabuła nieco się różni, lecz za każdym razem musimy powstrzymać złego kruka The Evil One przez jego niecnym planem i uwolnić pozostały drób.
By radzić sobie z zahipnotyzowanymi przez głównego antagonistę zwierzętami i jego robotami, będziemy używać megafonu oraz naszej zdolności do znoszenia jaj. Niektóre plansze polegają po prostu na przejściu z punktu A do punktu B, ale przy innych będziemy zmuszeni nieco pogłówkować. Głównie z powodu porozrzucanych po planszy kluczy.
Kilka lat temu zapowiedziano trzecią część sagi, lecz liczne perturbacje sprawiły, iż nie ujrzała ona światła dziennego. Nadal jednak istnieje możliwość, że kiedyś ostatecznie się pojawi. A póki co Pekka Kana 2 została dostosowana do nowszych systemów.
Green Snake
Green Snake w pewien sposób przypomina klasycznego węża na starą Nokię. Różnica polega na tym, że posiadamy tu o wiele mniej przestrzeni. Nie poruszamy się bowiem po pustym prostokącie, a po labiryncie wypełnionym kropkami i wisienkami. Musimy zebrać je wszystkie, a przy tym uważać, aby nie zderzyć się z resztą swojego ciała. Dodatkowo ciąży nad nami presja czasu.
Nasz zielony gad może jednak dodać sobie trochę sekund za pośrednictwem klepsydr, a także nieco skrócić swoje ciało dzięki innej znajdźce. Co ciekawe, jeśli do folderu, w którym znajduje się muzyka, wkleimy jakiś własny utwór, pojawi się on w kolejce odtwarzania.
Green Snake jest miłym zabijaczem czasu o bardzo prostej, ale przy tym przyjemnej i kolorowej grafice.
Komentarze 1