Studia Hanna-Barbera nie trzeba raczej nikomu przedstawiać. Słynie ono z wielu kultowych bohaterów takich jak między innymi Miś Yogi, Flintstonowie czy Jetsonowie. Do tych bardziej rozpoznawalnych zaliczyć można także pewnego jegomościa z wąsem oraz jego psa uzbrojonego w charakterystyczny, złośliwy śmiech. Chodzi oczywiście o Dicka Dastardly’ego oraz Muttleya, choć w jednym z polskich tłumaczeń nazwano ich Wełniakiem i Bałwanem.
Warto na samym początku zauważyć, że Dick i jego niezbyt wierny towarzysz wystąpili w więcej niż jednej animacji. I oczywiście, odsłon wspomnianych we wstępie Flintstonów także było sporo, ale większość z nich bazowała w głównej mierze na tym samym schemacie (z pewnymi wyjątkami). Były to po prostu takie „Miodowe lata” z jaskiniowcami i dinozaurami.
Muttley i Dastardly znani są przede wszystkim z dwóch bardzo klasycznych dzieł. Oba, choć różne od siebie, posiadają jedną analogię – główni antybohaterowie poprzez wymyślne, często absurdalne sztuczki próbują osiągnąć zamierzone cele. I już na początku można się domyślić z jakim skutkiem.
Odlotowe wyścigi (1968)
To właśnie w tym serialu Dastardly oraz Muttley zaliczyli swój debiut. Jak sama nazwa wskazuje, całe show opierało się na wyścigach, w których udział brało jedenaście wehikułów. Akcja na bieżąco była komentowana przez spikera, zaś zawodnicy stosowali rozmaite sztuczki, aby wysunąć się na prowadzenie.
Główni bohaterowie a zarazem antagoniści poruszali się samochodem z wymownym numerem „0” i starali się wygrać wyścigi w nieuczciwy sposób: zastawiając pułapki i robiąc wszystko, aby zaszkodzić rywalom. Często pozornie udawało im się uszkodzić komuś auto albo zmylić kierowcę tak, aby zboczył z trasy, lecz na dłuższą metę w ani jednym epizodzie nikczemnik i jego pies nie zajęli pierwszego miejsca.
Jednak interesującymi postaciami byli też pozostali uczestnicy. Każdy z nich wyróżniał się czymś unikatowym. Wśród rajdowców znajdziemy między innymi szalonego naukowca, dwóch jaskiniowców łudząco podobnych do Kapitana Grotmana ze świata Flintstonów, miniaturowych gangsterów rodem z Wołomina czy dziewczęcą Penelopę Pistop, która doczekała się odrębnego serialu.
W dzieciństwie dużo grałem w NES-ową bądź – jak kto woli – pegasusową platformówkę na podstawie tego serialu. I trochę dziwi mnie fakt, że jest to właśnie gra platformowa, a nie jakaś wyścigówka w stylu „Mario Kart”. W każdym razie kierujemy w niej Muttleyem, zbieramy kryształki i kości, a na końcu mierzymy się z zawodnikami-bossami. Co ciekawe, pieseł podobnie tak jak w kreskówce umie szybować za pomocą ogona.
Wredniak i Bałwan w swych latających maszynach (1969)
Użyłem jednego z dwóch możliwych tytułów, ponieważ kreskówkę wydano w Polsce także pod nazwą „Dastardly i Muttley”. Dla mnie ta animacja zawsze będzie się jednak nazywać „Złap gołębia”, głównie za sprawą chwytliwej czołówki. I pierwotnie rzeczywiście miała się nazywać w podobny sposób. Trochę smutne, że zrezygnowano z tego pomysłu.
Cały sens serialu polegał na tym, że poruszając się drogą powietrzą, nasi pechowcy próbowali pochwycić gołębia. Dick to dowódca eskadry, który stawia złapanie tego przenoszącego listy ptaka ponad wszystko. Jego plany były tak spektakularne, że właściwie każdy z nich kończył się katastrofą. Muttley z kolei pełnił rolę jego towarzysza. Najczęściej to właśnie on ratował swego pana z opałów, jednak przy tym nie hamował się, aby z niego szydzić.
Poza nimi na ekranie zobaczymy także parę pomocników, którzy w wersji z 1992 roku nazywają się Kretino oraz Tępak. Kretino wykazywał się całkowitym brakiem odwagi, a w sytuacjach zagrożenia chował głowę w płaszcz i próbował zdezerterować. Z kolei Tępak byl genialnym naukowcem, posługującym się dziwacznym językiem. Wyłącznie Kretino zdawał się go rozumieć.
Zasadnicze pytanie, jakie należy sobie zadać, brzmi: po co właściwie zależało im na złapaniu gołębia? Powody miały charakter polityczno-wojskowy. Gołąb przenosił korespondencję dla ich przeciwników. Nie jest do końca powiedziane, kim oni byli, ale można się domyślić, że chodziło o Stany Zjednoczone lub ogólnie państwa Ententy. Stąd podejrzenie, że czwórka pilotów działała na rzecz trójprzymierza.
Zadania naszej eskadrze wydawał tajemniczy generał, którego nigdy nie uświadczyliśmy na ekranie. Kontaktował się on ze swoimi niefrasobliwymi pilotami za pośrednictwem telefonu.
Próba wskrzeszenia bohaterów
Po wielu latach próbowano w jakiś sposób ponownie powrócić do starych bohaterów, dając im drugie życie. Udawało się to z różnym skutkiem. W drugiej części „Kosmicznego Meczu” pojawili się oni na trybunach, a w 2017 roku powrócili do „Odlotowych wyścigów”, chociaż kreskówka ta nie zapisała się jakoś szczególnie w świadomości odbiorców i raczej nie zdobyła dużej popularności.
Jednakże ciekawym zabiegiem było stworzenie czegoś w rodzaju spójnego uniwersum studia Hanna-Barbera. Chodzi mi mianowicie o pełnometrażową animację „Scooby-Doo!” z 2020 roku. Na pozór, co zresztą sugeruje nam tytuł, jest to kolejna odsłona przygód młodocianych detektywów, którzy demaskują przestępców udających potwory. Jednak wprowadzono tam kilka starych postaci z innych dzieł studia Hanna-Barbera. Wśród nich, w roli głównego antagonisty, znajdował się nie kto inny jak sam Dastardly.
Sama animacja moim zdaniem jest raczej przeciętna, ale ożywienie Dicka i jego psa podbija jej ocenę. Fajnie zobaczyć, że ktoś jeszcze pamięta o tych hultajach.
Sprawdź także:
„Chojrak – tchórzliwy pies” obchodzi dziś 25 lat. Jego twórca to prawdziwy ekscentryk
„Kurka Wodna”. Polsko-niemiecka seria, w której strzelasz do drobiu
Honor, rodzina, tradycja i ciastka. Mucha Lucha – zapomniana kreskówka Cartoon Network