„Idź na całość” to kultowy teleturniej, którego odcinki w latach 1997 – 2001 mogliśmy śledzić na kanale Polsat. Pamięta go i wspomina bardzo wielu Polaków, ponieważ swego czasu był on najpopularniejszym formatem telewizyjnym, który mógł poszczycić się szalenie wysoką liczbą widzów. Nieodłącznym elementem teleturnieju był oczywiście prowadzący, czyli Zygmunt Chajzer, oraz antynagroda w postaci kota Zonka. W tym tekście postaramy się odświeżyć wam nieco pamięć, ale także przytoczyć dużą liczbę ciekawostek, o których mogliście nie mieć pojęcia. Wszak dzisiaj w Internecie odcinków teleturnieju zachowało się jak na lekarstwo.
Zygmunt Chajzer – twarz programu
Przyznajmy sobie szczerze, ten tekst nie mógłby się obejść bez opisania postaci pana Zygmunta Chajzera, który nieodłącznie kojarzy się z teleturniejem „Idź na całość”. Ale zacznijmy od początku.
Zygmunt Chajzer urodził się 1 maja 1954 roku w Warszawie. Jedną z jego pierwszych pasji była siatkówka, jednak jak wspomina w wielu wywiadach, w latach 70. w tym sporcie było miejsce tylko dla osób szczególnie wysokich, stąd też nie udało mu się zrobić kariery, ale jako pierwsze studia wybrał AWF i został nauczycielem wychowania fizycznego. Równolegle studiował także dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim i pisał do uczelnianej gazety „Miniatury”. Aby nieco zarobić, wyjechał do Niemiec na budowę, co będzie miało duże znaczenie dla jego przyszłości w telewizji.
Po powrocie do Polski w latach 80. rozpoczął karierę dziennikarską w redakcji sportowej „Sztandaru Młodych” oraz w Programie I Polskiego Radia, gdzie prowadził różne audycje m.in. „Lato z radiem”. W 1996 roku zaczął pracować z kolei w Telewizji Polskiej, gdzie przez kilka miesięcy prowadził serwis informacyjny „Wiadomości” na antenie TVP1.
Praca u Niemca pomogła
Przejdźmy jednak do najważniejszego, czyli jak Zygmunt Chajzer został prowadzącym omawianego teleturnieju. Latem 1997 roku podczas trasy koncertowej „Lata z radiem” do Zygmunta zadzwonił jego kolega z propozycją wzięcia udziału w castingu do nowego, tajemniczego programu. Dziennikarz w tamtym czasie szukał dodatkowej pracy, więc chętnie na to przystał. Przez złe warunki pogodowe Zygmunt Chajzer miał spóźnić się na casting aż o dwie godziny, ale jury nadal czekało na jego przybycie. I tu doszło do bardzo ciekawej sytuacji. Członkowie jury opisali mu planowany teleturniej i to, co będzie musiał robić jako jego prowadzący. Okazało się, że dziennikarz bardzo dobrze znał zasady tego programu, ponieważ lata wcześniej, gdy pracował w Niemczech, oglądał go w telewizji. Mowa o Geh aufs Ganze, który w tamtym czasie bił rekordy popularności u naszych zachodnich sąsiadów.
Dzięki godzinom spędzonym na oglądaniu niemieckiej wersji teleturnieju, pan Zygmunt wiedział, jak powinien zachowywać się prowadzący i odegrał przed jury wszelkie sceny bez najmniejszego problemu. Po dwóch dniach dostał pracę jako prowadzący „Idź na całość”, dzięki czemu poznała go cała Polska. Co więcej, niektóre elementy scenografii w polskiej wersji zostały sprowadzone właśnie z wersji niemieckiej.
Pasmo śmierci
Pisaliśmy już, że Zygmunt Chajzer prowadził przez kilka miesięcy „Wiadomości” na antenie TVP1, jednak epizod ten zakończył się, gdy został zwolniony przez zmiany w zarządzie. Sytuacja, która na początku wydawała się być bardzo negatywna, tak naprawdę przyczyniła się do sukcesu dziennikarza.
Pierwszy odcinek „Idź na całość” został wyemitowany w telewizji Polsat 7 września 1997 roku w tak zwanym „paśmie śmierci”, czyli o 19:30, gdy jednocześnie TVP emitowało „Wiadomości”. Skąd taka straszna nazwa? W tamtym czasie „Wiadomości” w telewizji publicznej cieszyły się w kraju największą oglądalnością i inne stacje nie miały szans, by choć zbliżyć się do tego wyniku. Ale jak się okazało, nowy program Polsatu na tyle zainteresował widownię, że ta z ciekawości przełączała „Wiadomości”, by zobaczyć „Idź na całość”. I… już zostawała przy oglądaniu teleturnieju.
To był historyczny moment dla telewizji Polsat. Niepokonane do tej pory „Wiadomości” musiały ustąpić miejsca Chajzerowi i nowemu formatowi na konkurencyjnej stacji. Prawdziwy przełom nastąpił już po miesiącu, 5 października, podczas emisji piątego odcinka. Teleturniej oglądało ponad 9 mln 200 tys. osób, a tym samym Polsat jako pierwsza telewizja w Polsce wyprzedził TVP. Jakby tego było mało, odcinek 21. „Idź na całość” nadany 25 stycznia 98 roku zebrał przed ekranami 10 mln. 600 tys. widzów. Media w całym kraju jak szalone zaczęły rozpisywać się w tym temacie, nazywając całą sytuację „Zemstą Chajzera”.
Fragment oryginalnej, amerykańskiej wersji
Kot w worku
Zonk to zaraz obok pana Zygmunta Chajzera najważniejszy symbol omawianego teleturnieju. Był to pluszak czerwonego kota w worku z przymrużonym jednym okiem. Gdy uczestnik trafiał na Zonka, to tracił wszystko, a do domu wracał z pluszowym kotem w worku. Trzeba jednak nadmienić, że za bramkami Zonk pojawiał się w różnych formach. Czasem była to nawet osoba przebrana za wielkiego czerwonego kota, która wykonywała jakąś śmieszną czynność. Z założenia była to najgorsza możliwa nagroda, jednak Polacy szybko pokochali tę maskotkę i chcieli ją zdobyć. Jak mówił Zygmunt Chajzer w wielu wywiadach, szczególnie dzieci chciały posiadać Zonka i gdy ich rodzice wygrywali w programie coś innego, to były zawiedzione.
Co ciekawe, a czego pewnie ma świadomość większość z was, słowo „zonk” weszło nawet na stałe do języka. Wymawiamy je, gdy coś nas zaskoczy, raczej w sensie pejoratywnym lub gdy znajdziemy się w kłopotliwej sytuacji. Mówimy wtedy zazwyczaj: „Co za zonk” lub „No i zonk”. Coś w tym stylu.
Maskotka była oczywiście chroniona prawami autorskimi i dopiero po pewnym czasie dało się ją oficjalnie kupić. Wiadomo jednak, że nie przeszkodziło to nieuczciwym firmom w produkcji podróbek Zonka. Obecnie kupienie pluszaka nie jest najprostsze i nadal trzeba uważać na podróbki. Oryginały chodzą po kilkaset złotych.
A co z zagranicznymi Zonkami? W każdym kraju wyglądało to nieco inaczej. W Niemczech dało się „wygrać” szczura, natomiast w amerykańskiej i brytyjskiej edycji zonki stanowiły gagi lub całkowicie absurdalne nagrody. Mowa tu choćby o zdezelowanych autach, naszyjnikach z marchwi czy perfumach o zapachu kanałów. Z kolei w wersji naszych węgierskich sąsiadów także postawiono na kocura, tyle że czarnego.
Kilogramy słodziku
Nagrody lepsze i gorsze to także charakterystyczny symbol „Idź na całość”. Jak już ustaliliśmy, niektórzy uczestnicy cieszyli się nawet z teoretycznej przegranej, czyli wylosowania pluszaka Zonka. Teleturniej oferował naprawdę dużą gamę przeróżnych nagród, dzięki licznym fundatorom, którzy chcieli mieć w nim swój udział. Za najzwyczajniejszą nagrodę można uznać pieniądze, którymi prowadzący często chciał przekupić uczestników, by zaprzestali losowania kolejnych bramek. Było to od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych. Jeśli chodzi natomiast o nagrody rzeczowe, to największą wartość posiadały samochody takie jak Fiat 126p, czyli maluch, i duży Fiat 125p. Niekiedy fundowano także zagraniczne wycieczki czy urządzenia z branży RTV i AGD.
Najciekawsze były jednak te mniej oczywiste nagrody. Można do nich zaliczyć kilka kilogramów przyprawy Degusta, 20 litrów koncentratu owocowego czy roczny zapas słodziku. Trzeba jednak nadmienić, że większość z nich stanowiła dodatek do głównej nagrody. Przykładowo, taki zapas koncentratu owocowego był połączony z wycieczką do ciepłych krajów. Inna śmieszna nagroda, którą udało nam się wyłapać przy oglądaniu odcinków, to zestaw pluszowych maskotek o wartości 2 540 złotych.
Kolorowa publiczność
Teleturniej słynął także z publiczności, której członkowie byli poprzebierani w różne finezyjne stroje. Nie stanowi to jednak wyłącznie cechy mającej miejsce w polskiej edycji. Poprzebierana publiczność gościła w wielu różnych zagranicznych edycjach – czasami barwne kostiumy się przyjmowały, innym razem nie.
Widownia nie przyjeżdżała jednak do studia już w kompletnej charakteryzacji i odziana w stroje strachów na wróble, samurajów lub klaunów. W miejscu, gdzie nagrywano teleturniej, znajdowało się specjalne, duże pomieszczenie i to właśnie w nim każdy widz/potencjalny uczestnik mógł przebrać się w to, co sobie przyszykował.
Podobnie jednak jak w wersji amerykańskiej, tak i tutaj kostiumy nie były czymś z góry wymaganym przez reżyserkę. W zarchiwizowanych odcinkach możemy natrafić na takie, gdzie większość osób zasiadających na widowni ubrana jest normalnie. Pewnego dnia nastąpił moment, gdy jeden z widzów przyszedł do programu ubrany bardzo kolorowo, choć Chajzer w wywiadzie przyznaje, że nie pamięta, co to dokładnie był za strój. W każdym razie człowiek ten bardzo się wyróżniał i to zadecydowało o jego zaangażowaniu do wybierania bramek. Potem zadziałał już czynnik psychologiczny – do kolejnych odcinków przychodziło coraz więcej ludzi w przebraniach, bo przecież skoro wtedy kostium zadziałał, to teraz zapewne też.
Pomysły kreatywne i niebezpieczne
Niektórzy uczestnicy mieli naprawdę kreatywne pomysły, upodabniając się na przykład do słońca i księżyca, ale Zygmunt Chajzer wspomina, iż czasami dochodziło do momentów dość niebezpiecznych. Taka sytuacja nastąpiła w przypadku kowala, który notorycznie unosił nad swoją głowę ciężkie kowadło. Do tego zawsze, kiedy prowadzący znajdował się bardzo blisko niego, mężczyzna uderzał o nie młotem. Taktyka poskutkowała, ponieważ mężczyzna został wybrany do gry, choć najprawdopodobniej tylko po to, aby zaprzestał tych czynności. Chajzer wspomina, że zawodnik ten, o ile dobrze pamięta, jedyne, co wygrał, to zonka.
W oryginalnej, amerykańskiej wersji programu historia z przebierankami narodziła się w podobny sposób. Początkowo publiczność nosiła normalne, odświętne stroje, ale zmieniło się to, gdy ktoś postanowił przebrać się za kurczaka i został wybrany. Później ktoś inny także się barwnie przebrał i stało się to tradycją.
Zygmunt Chajzer w wielu wywiadach wspomina również o wzruszającej sytuacji, gdy mężczyzna na widowni przebrał się za czerwony samochód, maskując tym samym swój wózek inwalidzki. I… wygrał auto w takim kolorze, chociaż nie wiadomo dokładnie, czy był to fiat 125p, czy też zastava. Wersje tej historii różnią się od siebie.
Po zwycięstwie zawodnika pojawiły się dwie problematyczne kwestie. Pierwsza polegała na tym, że samochód należało dostosować do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Na szczęście sponsor zgodził się o to zadbać. Drugi problem stanowił podatek, jaki zawodnik musiał zapłacić za nagrodę. W tamtym okresie prawo skarbowe wymagało 10% wartości wygranej. Oczywiście nie dało się najpierw przyjąć samochodu, potem go sprzedać i tak opłacić tę część. Na szczęście dla zawodnika, z odsieczą przybyli jego koledzy z pracy, którzy złożyli się na podatek.
Prowadzący jakieś 10 lat po emisji odcinka miał spotkać się z uczestnikiem i – jak się okazało – w dalszym ciągu korzystał on z wygranego auta.
Zmiany doprowadziły do początków końca…
W roku 2000 oglądalność teleturnieju spadła do 4 mln. widzów na odcinek, co dla producentów stanowiło alarmujący sygnał. Z tego powodu postawili oni na wielkie zmiany: pojawiła się nowa muzyka, scenografia i nagrody, a także nowy prowadzący, czyli Krzysztof Tyniec, którego możecie znać np. z „Koła Fortuny” z lat 2007-2009.
Roman Czejarek w książce „Kultowe teleturnieje” nazwał tę decyzję „fatalnym posunięciem” ze strony zarządu. Nie chodziło o to, że Tyniec był złym prowadzącym, jednak Polakom nie spodobały się te zmiany i w ciągu kilku miesięcy oglądalność poszybowała na łeb na szyję. Z tego powodu w maju 2001 roku „Idź na całość” zostało zdjęte z anteny.
Jak to bywa z wieloma cieszącymi się niegdyś popularnością formatami (przykład pierwszy z brzegu – „Awantura o kasę”), kilkukrotnie w mediach pojawiał się temat reaktywacji „Idź na całość”. Pierwszy raz miało to miejsce w roku 2008, ale skończyło się tylko na plotkach.
Następnie temat powrócił pięć lat później, w 2013 roku. Wtedy to planowano, by teleturniej zawitał na antenie TV Puls wiosną 2014 roku, a prowadzącym miał być nie kto inny jak Zygmunt Chajzer. Podobno prace nad projektem były już zaawansowane, ale temat szybko ucichł, by ponownie pojawić się po dwóch latach w 2016. Tylko że tym razem teleturnieju mieliśmy się spodziewać na kanale TV4. Niestety, na kilka miesięcy przed planowanym startem emisji ogłoszono, że reaktywacja znów się nie pojawi. Podobno było to spowodowane brakiem zainteresowania ze strony sponsorów, którzy mieliby przygotowywać nagrody dla uczestników.
W roku 2021 i 2022 to natomiast zagraniczne media pisały o reaktywacji formatu w kilku krajach, z czego jednym z nich miała być Polska. Wynikało to z nowej umowy i nowych właścicieli marki, jednak i ta próba się nie powiodła, przynajmniej u nas.
Ostatnie pogłoski o nowym „Idź na całość” pochodzą ze stycznia zeszłego roku, czyli są całkiem świeże. Co jednak najbardziej interesujące, rzekomym prowadzącym miał być syn Zygmunta, czyli Filip Chajzer. Podobno rozważano także duet prowadzących syna z ojcem. To także Filip miał zwrócić się do Edwarda Miszczaka, dyrektora programowego Polsatu, z pomysłem o reaktywacji.
Media pytały samego Zygmunta Chajzera, czy byłby w ogóle chętny na ewentualne podjęcie się prowadzenia nowego „Idź na całość”. W rozmowie z Onetem dawny prowadzący powiedział, że „czemu nie”. Przytoczył przykład 75-letniego gospodarza niemieckiej wersji teleturnieju, który również powrócił do tej roli. Jak skomentował Chajzer, świetnie mu poszło.
Jak dziś już jednak wiemy, polska reaktywacja nie miała miejsca i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się jej doczekamy. Ostatnio pojawiły się pogłoski o jakimś tajemniczym programie, którego gospodarzami miało być właśnie dwóch Chajzerów. Program zadebiutować ma na kanale Antena TV, jednak szczegółów jeszcze nie ujawniono.
Temat opracowali: SJS i AJS. Więcej dowiesz się w filmie:
Przeczytaj także: