Adopcje wewnątrzgatunkowe są dobrze udokumentowane wśród ptaków, szczególnie tych gniazdujących w dużych koloniach, jak ptaki morskie. Znacznie rzadziej dochodzi jednak do adopcji międzygatunkowych, które wciąż stanowią dla naukowców zagadkę.
Jak można się domyślić, adopcja u ptaków polega na tym, że dorosłe osobniki opiekują się młodymi, które nie są ich biologicznym potomstwem. Zwykle dotyczy to piskląt tego samego gatunku, ale zdarzają się przypadki troski o młode innych gatunków. Najczęściej adopcje obserwuje się u ptaków morskich, które gniazdują blisko siebie, jak np. mewy. W takich warunkach dorosłe osobniki mogą omyłkowo zacząć karmić nie swoje młode, zwłaszcza gdy te już samodzielnie się poruszają. Kluczową rolę odgrywa w tym głos – dźwięki błagania o pokarm są tak silnym bodźcem, że wyzwalają instynkt opiekuńczy.
Jednakże adopcje międzygatunkowe są znacznie rzadsze i trudniejsze do wyjaśnienia. Jednym z nielicznych znanych przykładów jest przypadek kosów ze Szczecina, które zaobserwowano podczas opieki nad podlotami kwiczołów.
Pomyłka, obrona lub patent na podryw
Zachowania adopcyjne międzygatunkowe u ptaków wciąż pozostają dla ornitologów zagadką, choć rozważają oni kilka możliwych przyczyn.
Zacząć należy od tych najbardziej znanych przypadków. Mowa o tak zwanym pasożytnictwie lęgowym. Polega ono a tym, że ptaki składają jaja do gniazd innych gatunków. Te następnie wysiadują obce jaja i opiekują się cudzym potomstwem. Najbardziej znanym przykładem tego zachowania jest kukułka. Tego typu strategia rozrodcza występuje również u około 50 innych gatunków należących do rodziny kukułek, a także u przedstawicieli kilku innych rodzin ptaków, takich jak niektóre gatunki kaczek.
Co jednak z ptakami, które nie uprawiają takiego pasożytnictwa? Hipotez jest kilka. Jedna z nich zakłada, że taka adopcja stanowi po prostu pomyłkę. W środowiskach takich jak miejskie parki, gdzie blisko siebie gniazdują różne gatunki drozdów – np. kosy, kwiczoły czy śpiewaki – może dojść do sytuacji, w której młode różnych gatunków opuszczają gniazda jednocześnie. W takim zamieszaniu dorosły ptak może nie zauważyć, że opiekuje się nie swoim pisklęciem.
Inna teoria odnosi się do strategii obrony przed drapieżnikami. Karmiąc więcej młodych, dorosły ptak może rozproszyć uwagę drapieżcy, zwiększając szanse przeżycia własnego potomstwa. Co więcej, możliwe jest, że celowo wybiera do adopcji słabsze pisklęta, które w razie ataku stanowią łatwiejszy cel, chroniąc tym samym silniejsze, biologiczne młode. Okrutne, ale jakże adekwatne dla przetrwania.
Jeszcze inna koncepcja zakłada, że niektóre samce – np. u wróbliczków zielonorzytnych – opiekują się cudzym potomstwem, aby podnieść swoją atrakcyjność w oczach samic i tym samym zwiększyć swoje szanse na rozmnażanie. Tak zaplanowanie przyszpanowanie na samotnego ojca przy samicy często przynosi efekty.
Najdziwniejszy przypadek
Zdarzają się również przypadki, które trudno jednoznacznie zinterpretować. Polscy ornitolodzy w ostatnich latach kilkukrotnie natrafiali na niezwykłe sytuacje, gdy w gniazdach bielików znajdowano pisklęta innego gatunku. Zazwyczaj były to myszołowy. Nie jest jasne, czy młode trafiły tam jako zdobycz, która z jakiegoś powodu nie została od razu zjedzona, czy może przez krótki czas objęte były opieką przez dorosłe bieliki.
Przykładowo, w 2024 roku przez kilka dni obserwowano, jak bieliki karmią młodego myszołowa, traktując go jak własne potomstwo. Ostatecznie jednak ptak został zabity i zjedzony – poinformował Komitet Ochrony Orłów. Podobna sytuacja miała miejsce rok wcześniej i również zakończyła się śmiercią adoptowanego pisklęcia. W tym sezonie Kampinoski Park Narodowy odnotował przypadek, w którym w gnieździe bielika obok dwóch starszych piskląt tego gatunku znajdował się żywy młody myszołów.
Źródło: PAP / Nauka w Polsce
Przeczytaj także:
Komentarze 1