Kurka Wodna stanowi serię gier, które w Polsce zyskały swego czasu dość dużą popularność. Na tyle dużą, że stworzono wiele łudząco podobnych gier, z których spora część również wykorzystywała kurczaki w roli antagonistów.
Ani kurka, ani wodna
Na początku warto zauważyć, iż „Kurka Wodna” stanowi projekt zarówno polski jak i niemiecki. O ile pierwsza część wydana została przez pochodzące z Bielska-Białej studio TopWare, o tyle późniejsze odsłony stanowiły kooperację tej firmy z ZUXXEZ Entertainment, które przejęło polskie przedsiębiorstwo.
Kurka Wodna jest trochę jak świnka morska – ani to świnka, ani też morska. Zagraniczna nazwa tej produkcji brzmi po prostu „Chicken Shoot”, więc sami możecie przyznać, że nie jest to zbyt kreatywne podejście do tematu. Inaczej sytuacja prezentuje się w Polsce, bowiem tam dystrybutorzy nazwali grę właśnie „Kurką Wodną”. Zakładam, że chodziło o jakąś przyciągającą i niegeneryczną nazwę. I to się według mnie udało.
Doszukując się genezy nazwy, możemy dowiedzieć się, iż „Kurka wodna” to używane raczej dawniej aniżeli obecnie lekkie przekleństwo. Coś na wzór „kurzej twarzy” czy „motylej nogi”. Jeśli ktoś oglądał film „Nie lubię poniedziałku” z 1971 roku, może się tam z tym sformułowaniem spotkać.
Warto jednak nadmienić, że w przyrodzie występuje kokoszka zwyczajna, czyli gatunek średniej wielkości ptaka wodnego z rodziny chruścieli, zamieszkujący Eurazję i Afrykę. I właśnie tego ptaszora określa się niekiedy mianem kurki wodnej.
Gatunek inwazyjny
Skupmy się jednak na grze. Tytułowe kurki w prezentowanym uniwersum stanowią nietypowy rodzaj drobiu, ponieważ potrafią latać i są w świecie gry traktowane jak szkodniki, które należy zlikwidować. Przyczajamy się zatem na nie w jednym miejscu i zmniejszamy inwazyjny gatunek, próbując zdobyć jak największą liczbę punktów w określonym czasie. Tyle, jeśli chodzi o zasady części pierwszej. Muszę jednak zaznaczyć, iż w tę grałem stosunkowo krótko.
W drugiej części, posiadającej podtytuł „Zemsta Pana Franka”, wcielamy się w tytułowego protagonistę, który wypowiada kurkom wojnę, gdyż te wydziobują mu ziarno. Uważam, że wygląd tego ponadczasowego bohatera jak i motywy jego działania pozwalają się z nim utożsamić i zrozumieć jego wizję świata.
A tak już zupełnie na serio, wszyscy doskonale wiemy, jak to niekiedy bywa z prostymi grami. Fabuła często stanowi tam pretekst do działania i nakreśla nam bardzo prostą sytuację, w jakiej się znajdujemy. I tak jest również w dwójce, chociaż w sumie to już dosyć sporo, zważywszy na fakt, iż w pierwszej części nie dostajemy takiego wprowadzenia.
Trzecia część, czyli „Popłoch w kurniku”, tak na dobrą sprawę jest tym samym co część druga, ale z innymi lokacjami, a także nowymi przeciwnikami oraz arsenałem. Pan Franek posiada takie same motywy działania jak wcześniej, tyle że wydziobywanie ziarna ma miejsce zimą. Zadanie jest też zdecydowanie trudniejsze niż wcześniej.
Przyczajeni jak łowca
„Kurka Wodna”, stanowiąc klasyczny „celowniczek”, rządzi się zasadami, które choć często nielogiczne, muszą być przestrzegane. Pan Franek posiada ograniczony zakres ruchu i celnymi strzałami musi eliminować drób. Niektóre okazy poruszają się dosyć szybko, inne z kolei zachowują się statycznie. I niestety, jeśli jako kura posiadasz sporą tuszę, to nawet latając gdzieś bardzo daleko, jawisz się jako łatwy cel. Tutaj nie ma miejsca na body positive.
W zależności od wybranego trybu, musimy albo zlikwidować określoną liczbę kurek, albo wyrobić się czasowo w zdobyciu konkretnej punktacji. Kurki to nie jedyne, w co możemy strzelać. Zniszczenie niektórych elementów otoczenia także daje nam dodatkowe punkty, ale są też takie obiekty, w których strzelanie nam je odejmuje: na przykład bociek, balon albo Święty Mikołaj.
W drugiej i trzeciej odsłonie bezczelny, wydziobujący nam ziarno drób potrafi też się bronić za pośrednictwem jajek. Jeżeli Pan Franek oberwie którymś takim po łypie, jego portret widoczny w dolnej części ekranu zacznie pękać. Najlepiej jest strzelać w pędzące jaja albo wychylać się na boki tak, aby nie pękły przy uderzeniu w ekran. Obrażenia rolnik może leczyć poprzez strzelanie w ukryte na mapie produkty spożywcze.
Na końcu gry czeka nas walka z królem. Teoretycznie w „Zemście Pana Franka” i w „Popłochu w kurniku” finalnie zawalczymy z dokładnie tym samym bossem, jednak – jak już wspomniałem – trójka stawia poprzeczkę wyżej. Król bowiem posiada tam oprócz strażników laserową ochronę swojego jaja, a także trudnego do ustrzelenia uzdrawiacza.
Pan Franek w podróży
Teraz trochę o grafice, gdyż ta jest naprawdę ładna. Nawet teraz, zważywszy że analizowane gry mają już swoje lata, można uznać je po prostu za całkiem ładne pod względem wizualnym. Czasami stosunek wielkości niektórych kurek do otoczenia ewidentnie się nie zgadza, ale nie zdarza się to nagminnie. Kurki są bardzo żywe, niekiedy zawracając swój kierunek lotu, wypinając na nas tyłek czy nawet pokazując nam środkowy palec (a może powinienem napisać raczej, że pióro?).
Każdy z poziomów, prócz tego, że jest kolorowy, pełen detali i ładnie narysowany, posiada idealnie pasującą do niego ścieżkę melodyczną. I tak pierwszy poziom w „Zemście Pana Franka” to typowa polska wieś, zaś o tym, że jest polska, wiemy przez wywieszoną flagę. Potem mamy z kolei leśniczówkę i bożonarodzeniowe miasteczko.
„Popłoch w Kurniku” przenosi nas głównie do innych krajów takich jak Chiny, Egipt czy Szwajcaria. I nie jest istotne, czy mamy temperaturę na minusie, czy też będziemy się prażyć na słońcu – Pan Franek zawsze będzie nosić charakterystyczny płaszcz i gumofilce.
Jak kopiować, to od najlepszych
Jak wspomniałem, popularność „Kurki Wodnej” przełożyła się na powstanie licznych gier o podobnej tematyce. I nie chodzi mi tu o samo kopiowanie zasad, bo tego typu dzieła powstawały dużo wcześniej, ale o obsadzanie kuraków w roli tych złych.
Wymieniać mógłbym takich przypadków naprawdę sporo: „Władca Bulionu”, „Kurczę Pieczone” czy „Kurminator” i jeszcze kilka innych przypadków. Każdy zapewne chciał z tego tortu ukroić kawałek dla siebie.
Co jednak ciekawe, sama „Kurka Wodna” pod względem swej koncepcji nie była pierwsza, bowiem w 1999 roku w Niemczech pojawił się tak zwany „Szalony Kurczak”. Tytuł ten pierwotnie stanowił reklamę whisky „Johnnie Walker”, jednak przekształcił się w coś większego. To już jednak historia na inny tekst.
Podsumowując, „Kurka Wodna” po dziś dzień zachowała się w pamięci wielu Polaków. Być może zdecydowana mniejszość wiedziała, że była to w istocie gra polsko-niemiecka, lecz nazywanie jej polskim tytułem nie stanowi jakiegoś dużego kłamstwa. Kilka lat temu umieszczono ją nawet na Steamie, jednak jeżeli macie możliwość nabycia jej oryginalnej wersji z drugiej ręki, to polecam ją zdecydowanie bardziej. Na Windowsie 11 śmiga bez większych problemów.
Oj grało się w całą kwadrologię. Tak, seria składa się z czterech części, no właściwie to trzech bo „Kurka Wodna: Wielkanocne Jaja” to nic innego jak samodzielny dodatek do jedynki oferujący kropka, w kropkę ten sam układ poziomów, tylko z inną oprawą graficzną.
Co ciekawe i tak trochę niezrozumiałe wydania w wydaniach steamowych nie znajdziemy wszystkich poziomów, jak np. ten w kurniku z trójki oraz niektóre utwory pozmieniano, dlatego najlepsza wersja tej gry to albo ta z czasopisma Play albo pudełkowa z lat 2000 – 2003.
Jak zwykle fajnie się czyta te tutejsze nostalgiczne wpisy i czekam na więcej.