„Tiny Friends” to pierwsza i na ten moment jedyna gra niezależnego studia Ambitious Seed. Tytuł został wydany z myślą o urządzeniach mobilnych i odstępny jest w sklepie Google Play. Z tego artykułu dowiecie się, czemu już od ponad miesiąca kilka razy dziennie zaglądam do mojego Malutkiego Przyjaciela, a mobilne Tamagotchi usunęłam po paru chwilach od instalacji.
Gra „Tiny Frends” pozwala nam zająć się jednym lub kilkoma wirtualnymi zwierzakami. Jak głosi sam opis na Google Play, pomysł zaczerpnięty jest z niegdyś popularnych japońskich zabawek Tamagotchi z zachowaniem „najlepszych tradycji”. Sama, jak chyba większość polskich dzieciaków, posiadałam jedynie podróbkę popularnego jajka z uroczym podopiecznym, lecz kto by się tym przejmował? Sentyment pozostał, jednak teraz w dorosłości z pomocą przychodzą gry pokroju „Tiny Firends”. Czy tytuł zdołał zapełnić pewną lukę w moim zbyt nostalgicznym sercu? Jeszcze jak.
Rozgrywka opiera się na opiece i spełnianiu podstawowych potrzeb pikselowego zwierzaczka. Głównie musimy zadbać o jego poziom szczęścia, głodu oraz energii, a także zwracać uwagę na to, kiedy chce iść do toalety lub czy jest chory. Z moich obserwacji wynika, że choroby zdarzają się bardzo rzadko, a reszta potrzeb jest banalnie prosta do spełnienia. W zanadrzu musimy mieć po prostu odłożone zawsze trochę wirtualnych monet, które zdobędziemy, grając w minigry lub wykonując codzienne zadania i wyzwania.
Co oferuje nam „Tiny Friends”?
Główną rozrywkę czerpiemy, grając we wspomniane minigry, które podwyższają szczęście naszemu pupilowi, a także mogą zasilić jego portfel i lodówkę. Obecnie dostępne są 4 pozycje bardzo prostych rozgrywek. „Flip me” to typowa gierka z zapamiętywaniem i łączeniem w pary takich samych obrazków. W „Jump up” poskaczemy naszym Przyjacielem po chmurach, a w „Desert run” będziemy biec po pustyni niczym w dobrze znanym „Chrome Dino”. „Arctic storm” jest ostatnią i najnowszą minigrą, która stawia przed nami wyzwanie utrzymania się na ekranie pomimo oporu wichury i nadlatujących drapieżnych sów.
Inne atrakcje, które oferuje „Tiny Friends”, to możliwość projektowania wystroju pokoju naszego zwierzaka, a także hodowla roślin doniczkowych i opieka nad ulem. Wszystkie te elementy są bardzo proste, a jednocześnie przyjemne urozmaicają rozgrywkę. Nie można zapomnieć o możliwości wykonywania codziennych zadań, choć są one dość powtarzalne i opierają się zazwyczaj na zjedzeniu konkretnego produktu, uzbierania danej liczby monet w minigrze lub użycia jakiegoś przedmiotu. Ambitnym polecam zapoznanie się również z achievmentami, za których spełnienie niekiedy możemy nawet otrzymać przedmioty niedostępne w inny sposób.
Mocne strony
„Malutcy Przyjaciele” zdecydowanie niosą ze sobą więcej plusów niż minusów.
Pierwszą zaletą jest grafika, choć to oczywiście sprawa bardzo indywidualna. Urzekły mnie piksele i kolorowy, 8-bitowy świat. Przyznam, że taki styl odpowiada mi o wiele bardziej niż chociażby grafika 3D z oficjalnej gry na telefony wspomnianego Tamagotchi (ten tytuł odinstalowałam po paru pierwszych minutach od odpalenia).
Studio Ambitious Seed prócz ładnej otoczki oferuje nam na tę chwilę aż 7 niebanalnych Przyjaciół do wyboru: pingwina, lisa, lisa tybetańskiego, szopa, pandę rudą, koalę i dinozaura. Trzeba zaznaczyć, że na początku rozgrywki możemy wybrać jedynie pomiędzy pingwinem a lisem – pozostałe postacie odblokowujemy dzięki tzw. Granny’s Parcel, czyli Paczce od Babci, która losuje nam nagrody. Po miesiącu od rozpoczęcia rozgrywki udało mi się bez wydania ani jednej prawdziwej złotówki odblokować wszystkie postacie, więc jest to naprawdę proste.
Innym, szczególnie ważnym dla mnie plusem gry, jest fakt, że… nie trzeba na nią poświęcać dużo czasu. Może brzmi to dziwnie, ale cieszy mnie, że mogę odwiedzić swojego Przyjaciela kilka razy dziennie, a rozgrywka nie wymaga ode mnie, aby te posiedzenia były długie. Wygląda to mniej więcej tak:
– Hej Bini, co tam?
– Cześć, w sumie nic takiego. Jestem trochę głodny i chciałbym się przewietrzyć.
– Załatwione.
– A, no i zrobiłem kupę w pokoju.
Pozostaje mi odpalenie rumby. Ale tak poza tym to nic wymagającego!
Ostatnim dużym pozytywem, który dostrzegam w „Tiny Friends”, jest brak wszechobecnych reklam i płatności, by móc dobrze się bawić. Możemy kupić pewną wirtualną walutę jak i obejrzeć kilka reklam, ale właśnie – możemy. Bez tych czynności gra będzie nadal równie przyjemna.
Słabe strony?
Czy dostrzegam jakieś minusy? Niespecjalnie. Mogłabym zwrócić uwagę na dodanie większej liczby oryginalnych minigier czy innych aktywności, które możemy podejmować z naszym Przyjacielem, jednak widać, że twórcy ciągle udoskonalają swój tytuł i dodają nowe opcje. Więc chyba jednak nie można uznać tego jako minus. Niekiedy trochę irytują mnie tzw. wyzwania tygodniowe, które często opierają się na zebraniu w minigrach 5 określonych przedmiotów. Zazwyczaj jest tak, że w połowie rozgrywek żadne przedmioty w ogóle się nie pojawią, a w drugiej połowie 3 razy pojawi się ten sam zdublowany przedmiot.
Myślę, że z czystym sumieniem mogę polecić grę „Tiny Friends” osobom, które szukają zamiennika dla Tamagotchi, a bezkształtny stworek w stylu Pou nie bardzo im odpowiada. Gra jest nowa i ciągle się rozwija, więc z niecierpliwością czekam na kolejne aktualizacje. Trzymam także kciuki za twórców, ponieważ z tego, co możemy przeczytać na ich Twitterze, pracują już nad kolejnym tytułem.