Na pewno każdy z Was posiada taki zestaw gier, który najbardziej kojarzy się mu z dzieciństwem. Czasami gry te rzeczywiście były (i nadal są) po prostu dobrymi i grywalnymi tytułami, ale niekiedy katowaliśmy na nich klawiaturę i myszkę tylko dlatego, że nie mieliśmy dostępu do niczego innego. W tym krótkim zestawieniu chcę skupić się na jednej zasadniczej cesze: darmowości. Czasami tytuły te znajdowały się na płytkach dołączanych do czasopism. Nierzadko też były pobierane z Internetu „na próbę” i pozostawały na dłużej. Przed Wami subiektywna lista nostalgicznych gier z dzieciństwa, które były darmowe.
Jetmen Revival
Jetmen Revival to gra przeznaczona dla dwóch graczy, z których każdy wciela się w pilota latającej maszyny. Te z kolei mogą być zarówno śmigłowcami jak i statkami kosmicznymi – do wyboru, do koloru. Każdy posiada swoją bazę oraz flagę, zaś główne zadanie polega na kradzieży sztandaru przeciwnika i umieszczeniu go na swojej pozycji. Ta teoretycznie prosta mechanika w praktyce może dostarczyć wiele zabawnych jak i całkowicie irytujących gracza momentów.
Gracze mogą do siebie strzelać, ale nie stanowią dla siebie jedynego zagrożenia. Bardzo łatwo jest bowiem przeoczyć fakt, że kończy się nam paliwo, albo omyłkowo wlecieć w jakiś element planszy. Wówczas nasz pojazd latający ulega destrukcji, a my stajemy się malutkim ludzikiem z plecakiem odrzutowym. Taki człowieczek przy pierwszym uderzeniu zmienia się w krwawą miazgę.
W grze punkty są przyznawane na konkretnych zasadach. Jeśli dostarczymy flagę przeciwnika do bazy, otrzymamy pięć punktów. Zniszczenie oponenta da nam jeden punkt, natomiast jeśli popełnimy samobójstwo punkt zostaje przyznany przeciwnikowi. Mimo prostoty gra prowadzi nasze statystyki. Ot, choćby sprawdza, ile oddaliśmy strzałów. Przyznaje także medale za konkretne osiągnięcia. Możemy sami dobrać sobie broń, której będziemy używać.
Zdecydowany atut to łatwe zaimplementowanie nowych statków i poziomów. Nawet jeśli byliście obeznani wyłącznie z programem MS Paint, bez problemu mogliście stworzyć ciekawe dodatki.
Mamba
Mamba to typowa gra w stylu „Pająka i węża”. I to w sumie dosłownie, ponieważ naszym głównym zadaniem jest zapełnienie planszy siecią tak, aby nasz ośmionożny bohater nie został zjedzony przez długiego węża.
Oczywiście nie istnieje możliwość pokrycia absolutnie całej planszy, a jedynie większego jej fragmentu. Aby ta sztuka się nam udała, musimy jak najszybciej przejść z punktu A bo punktu B, a długaśny gad nie może nam przerwać wystającej z odwłoka liny.
Tytuł ten poznałem na lekcjach informatyki w szkole podstawowej. Zainstalowano go praktycznie na każdym komputerze. Rzecz jasna, rozgrywka tu zawarta jest na tyle klasyczna (jak choćby Arkanoid czy Pac-Man), że bez trudu znajdziecie różnorakie inne produkcje stanowiące klony lub wariacje tego schematu. Ale ja najbardziej zapamiętałem właśnie tę.
Mean Cuisine
Mean Cuisine to produkcja nawiązująca do żółtego zjadacza kropek. Stworzył ją Derek Yu znany chociażby z gry Eternal Daughter (o której również napiszę), a przede z serii Spelunky. Naszym głównym bohaterem jest fioletowy stworek Poo, który wiecznie odczuwa głód. Aby go zaspokoić, musi pożerać wszystko, co szef kuchni pozostawi w restauracji. Jeśli zbyt długo nie wrzucimy niczego na ruszt, nasza przygoda się kończy.
Kucharz jednak nie może nas zobaczyć, ponieważ wówczas traci przytomność i jesteśmy zmuszeni czekać, aż się ocknie. Dodatkowe zagrożenie pojawia się z czasem, ponieważ do przybytku regularnie zaglądają gliniarze. Ci już nie patyczkują się z nami, jeśli tylko znajdziemy się w ich polu widzenia. Gonią nas dopóty, dopóki nie bekniemy im prosto w twarz. Wówczas mdleją, a po ocknięciu kompletnie zapominają o incydencie.
Mean Cuisine stanowi produkcję, w której nie możemy w żaden sposób wygrać. Nie ma tu linii mety ani punktacji, która przenosi nas do ekranu z gratulacjami. Szlajamy się po restauracji tak długo, jak tylko damy radę, aby pochwalić się liczbą uzyskanych punktów.
RoX
Jeśli graliście w Supaplex na Amidze lub DOS-ie, to ta gra może się Wam spodobać. Głównie z dwóch powodów. Po pierwsze, również stanowi ona klon Boulder Dasha. Po drugie natomiast, podobnie jak Supaplex nieco nawiązuje ona do klimatów cybernetycznych. Nasz główny bohater, tytułowy RoX, to niebieska istota przypominająca kreskówkowego wirusa komputerowego.
RoX musi zdobyć określoną liczbę molekuł porozrzucanych po planszy, lecz te często nie znajdują się w bardzo przystępnych miejscach. Czasami ich odnalezienie wymaga zrzucenia kilku kamieni, a czasami odblokowuje drogę insektom chcących naszej śmierci.
Właściwie, można by powiedzieć, że to taki typowy klon Boulder Dasha, jakich wiele, ale właśnie przez oprawę graficzną oraz ścieżkę dźwiękową tytuł ten bardzo się wyróżnia. Pająki będące naszymi przeciwnikami w dzieciństwie wydawały mi się dość straszne.
Battle Painters
Czy malowanie na płótnie stanowiące rdzeń rozgrywki może okazać się ciekawe? Owszem, co pokazuje Battle Painters, w której możemy zmierzyć się zarówno z oponentem komputerowym jak i osobą akurat znajdującą się w naszym pokoju. Jednocześnie grać może do czterech graczy.
Nasze zadanie polega na tym, aby pokryć jak największą przestrzeń planszy przypisanym nam kolorem farby. Możemy zamazywać szlaczki robione przez przeciwnika, jednak bezpośrednie zetknięcie dwóch pędzli skutkuje kolizją i chwilowym ich spowolnieniem. Od czasu do czasu będzie nam dane zdobyć również bonus taki jak choćby szybkość, a wtedy nasze szanse na zwycięstwo stają się większe.
Bardzo polecam zmierzyć się przeciwko sobie w tej pędzlowej walce. Nie biorę jednak odpowiedzialności za zaistniałe z tego tytułu zerwane przyjaźnie czy procesy rozwodowe.