Za kilka dni czekają nas wybory. Na pewno wśród was znajdują się osoby, które wciąż nie potrafią zdecydować, na kogo oddać swój głos. Z racji, iż jestem malkontentem, jeśli chodzi o polską politykę, a w szczególności obietnice gadających głów, postanowiłem, że warto poszukać alternatywnych rozwiązań. Gra „Worms Armageddon” nada się do tego idealnie.
Zasady rozgrywki
„Worms Armageddon” to strategia turowa, która pozwala na jednoczesną grę aż sześciu drużynom. Wówczas jednakże liczba robaków w każdej z nich wynosi maksymalnie trzech żołnierzy. W wyborach parlamentarnych występuje co prawda podział na siedem ugrupowań, ale o PJJ (Polska Jest Jedna) praktycznie nikt niczego nie wie, więc nawet nie chce mi się tworzyć tej drużyny. Wy zróbcie tak, jak uważacie.
Mój zamysł jest taki, aby każda z drużyn była sterowana przez komputer. W wormsach poziom inteligencji gracza komputerowego wynosi od jednego do pięciu. Tutaj również pozostawiam Wam dowolność. Ja każdej drużynie nadam piątkę, aby było w miarę uczciwie, chociaż – prawdę powiedziawszy – korci mnie, aby obniżyć niektórym z nich tenże poziom.
Ewentualnie możecie zrobić tak, że partie, które bardziej Wam odpowiadają, będą posiadać nieco lepsze statystyki: więcej życia, więcej robaków albo wyższy poziom inteligencji. Polecam jednak zastosowanie tu mimo wszystko zasady równości, zwłaszcza jeżeli naprawdę nikt Was nie przekonuje. Rozgrywka toczy się do pierwszego zwycięstwa danej drużyny przy dowolnie wybranym arsenale broni. Musicie pamiętać, że komputerowo sterowane robale nie używają niektórych przedmiotów. Przykładowo, nie umieją posługiwać się liną.
Tworzenie drużyn
Okej, skoro zasady zostały już zaprezentowane, przyszła pora na wykreowanie drużyn. Jak wspomniałem, przy jednoczesnej grze sześciu robaczych grup każda z nich może posiadać po trzy robaki. Jeśli kogoś bardzo nie lubicie, możecie dać mu jednego albo dwa, ale ja pozostanę przy wyrównanych szansach. Tu, rzecz jasna, w grę wchodzą także drużynowe flagi, język robali, ich hymn oraz nagrobek, jaki zostaje po pozbawieniu którejś z dżdżownic życia.
Drużyny, które utworzyłem, to kolejno:
PiS z robakami: Kaczyńskim, Morawieckim i Sasinem (który tym razem poniesie konsekwencje)

Drużynowy nagrobek to stylowy krzyż, bo jak wiadomo, Bóg i Kościół stanowią przepiękną polską tradycję. Broń specjalna odzwierciedla z kolei przeciętnego wyborcę PiS-u. Robale porozumiewają się ojczystym językiem, a ich hymn stanowi okrzyk bojowy, bo PiS-owcy znani są z krzyczenia i obrażania innych. Jako flagę ustawiłem im żółtą twarz, którą utożsamiać można z najwybitniejszym Polakiem. Jakim? Domyślcie się, ale dodam, że liczba 2137 mocno się z nim kojarzy.
KO z robakami Tuskiem, Budką oraz Trzaskowskim (i oby ten ostatni nie przedostał się do Wisły…)

Jak wiadomo, Koalicja Obywatelska to największe zagrożenie dla PiS-u, a Tusk jest diabłem wcielonym, dlatego czacha i skrzyżowane piszczele będą idealnym wyborem na nagrobek. KO to również krety w polskim rządzie, które tak naprawdę działają na rzecz Unii Europejskiej, Niemiec, Rosji i pewnie jeszcze kogoś. Kret będzie zatem idealnym wyborem broni specjalnej. Zarówno hymn jak i bank głosów robali muszą być w tym przypadku adekwatne. Niemieckie. Podobnie flaga.
Lewica z Czarzastym, Biedroniem i Żukowską (i tu pani polityczka będzie miała równe prawa, bo o takie przecież zabiega; prócz praw mężczyzn)

Lewica promuje się jako opcja wyjątkowo pokojowa. Oczywiście to zależy – jeśli jesteś gejem, pewnie tak, ale jeśli jesteś hetero facetem, to masz przerąbane. Nie mniej, jako nagrobek dałem im kwiatuszek, a jako broń gołąbka pokoju, który nawróci oponentów na właściwy tor myślowy. Głos „Whoopsie” brzmi jak coś, co wypowiadałby stereotypowy „kolega gej”, więc uznałem, że najlepiej odda istotę tej drużyny. „Trancy beat” to nowoczesny hymn, bo i sama Lewica za taką się uważa. Flaga drużyny prezentuje owoce mające oddawać skłonność lewicowców do wegetarianizmu.
Trzecia Droga z Hołownią, Dziamborem i Kosiniak-Kamyszem (powiem Wam szczerze, że szybciej spodziewałbym się kolaboracji Batmana, Spider-Mana i Shreka niż tych trzech osób)

Trzecia Droga to zlepek kilku partii oraz zbiorowisko ludzi, którzy zebrali się, bo nigdzie indziej nikt ich nie chciał. Z racji, iż pod względem wizerunkowym niczym się według mnie nie wyróżniają, dałem im jeden z podstawowych nagrobków. Ich bronią będą szalone krowy, ponieważ na start otrzymuje się w wormsach trzy takie zwierzaki. Bo wiecie – TRZECIA Droga. I tym samym tokiem rozumowania poszedłem przy wyborze flagi. Ta robacza drużyna mówi zwykłym językiem angielskim, bo nic innego nie przyszło mi do głowy, natomiast ich hymnem jest ziewanie, bo tworzenie takich krótkoterminowych stronnictw już zakrawa o nudę.
Konfederacja z Bosakiem, Braunem i Mentzenem (tu akurat trzeźwym w przeciwieństwie do swego stanu na spotkaniach wyborczych)

Broń Konfy nie powinna nikogo dziwić, wszak to atrybut królewskiej (a może powinienem napisać „krulewskiej”) władzy. I jak każdy dumny król, tak i działacze Konfy będą pochowani w specjalnym grobowcu. Jak wiadomo, duża część Konfiarzy popiera opcję rosyjską, dlatego język, flaga jak i hymn spodobają się bez dwóch zdań Putinowi.
Bezpartyjni Samorządowcy z Raczyńskim, Myrdą i Dutkiewiczem (napisałbym tu coś śmiesznego, ale kompletnie nie kojarzę tych panów; wiele osób mówi, że to przystawka do PiS-u)

Ostatnia z drużyn biorących udział w debacie na bazooki i granaty. Trochę niewidzialni w mediach, więc taki też będą posiadać grób. Dałem im miotacz ognia oraz ognistą flagę, ponieważ… właściwie nie wiem dlaczego. Ich głos o nazwie „Kamikaze” ma uświadomić, jak karkołomne jest branie udziału w wyborach bez dużego stronnictwa, zaś okrzyk użyty jako hymn ma symbolizować satysfakcję z tych 2-3% uzyskanych w wyborach.
Przebieg rozgrywki
Specjalnie dla naszych małych drużyn przygotowałem iście wyborczą planszę. Mamy tutaj urny na głosy, dowód osobisty jak i wyciętą wprost z mapy Polskę. Bo w końcu to o nią będą się bić nasi zawodnicy, a i pewnie niektóre województwa obrócą się przy tej bitce w totalną ruinę. Poniżej zamieszczę Wam relację z rozgrywki, która – jak się okazało – trwała lekko ponad 16 minut. I powiem szczerze, że wydawała się bardziej merytoryczna aniżeli debata w TVP.
Grę rozpoczęli Bezpartyjni. Raczyński od razu odnalazł obok siebie Czarzastego i grzmotnął go z bazooki bez poczucia wstydu.
Następnie na wzór niebiańskiego bóstwa swoją turę rozpoczął Tusk. Zrzucił Sasina z drugiej chmury, a ten spadł na minę, która wybuchając, zraniła nie tylko go, ale i także Kaczyńskiego, Mentzena i Dziambora. To, że Tusk w pierwszej kolejności chciał pozbyć się oponenta z PiS-u nie może stanowić przypadku…
Rozjuszony Mentzen niczym komendant stołecznej policji cisnął bazooką w Budkę i Hołownię.
Czarzasty odpłaca się Raczyńskiemu, posyłając go w morskie głębiny. Tym samym bezpartyjny Raczyński staje się pierwszym wyeliminowanym graczem.
Hołownia trafia w Mentzena, Kaczyńskiego, Sasina i Dutkiewicza, niszcząc przy tym kawałek zachodnio-pomorskiego. Sasin tym razem ponosi konsekwencje, a jego liczba życia spada do Ziobry.
Kaczyński wreszcie dochodzi do głosu. Wykorzystuje on okazję, że Hołownia siedzi na ładunku wybuchowym. Niestety, nie przewiduje, że napalm, który wydostał się z tego ładunku, dotrze także w jego rejony. Hołownia ginie, za nim podąża Mentzen, potem Dutkiewicz, a następnie ze sceny politycznej schodzi sam Kaczyński. Populacja polityków zmniejsza się. Kawałek województwa lubuskiego ustępuje cmentarzysku, które jest nie gorsze niż Powiązki.
Znów Bezpartyjni, tym razem Myrda. Strzela on w obłok, na którym znajdują się Tusk, Żukowska oraz Bosak. Ta druga niestety zostaje dotknięta męskim szowinizmem i jako kobieca mniejszość spada w otchłań Wisły. Tusk też nieco obrywa.
Trzaskowski – co może dziwić – znajduje na województwie warmińsko-mazurskim. Podstawia dynamit Morawieckiemu, ale sam jest zbyt wolny, aby uciec od eksplozji. Oprócz obu konkurentów politycznych obrywa także Kosiniak-Kamysz, a północna część Podlasia, Warmii oraz Mazur przestaje istnieć.
Bosak podstawia Tuskowi dynamit, ale podobnie jak Trzaskowski nie nadąża z ucieczką. Na skutek tego sam spada z chmurki. Tusk ginie, lecz gdy się wysadza, uszkadza odrobinę Brauna.
Biedroń rozpoczyna turę na Półwyspie Helskim. Dziambor i zachodniopomorskie obrywają granatem.
Kosiniak-Kamysz lekko uszkadza Trzaskowskiego.
Morawiecki rzuca granatem. Udaje mu się pokonać Budkę oraz nabić guza Myrdzie.
Myrda w swej wendecie uśmierca Morawieckiego i tym samym PiS jako pierwsza drużyna wypada z gry. Brzmi satysfakcjonująco.
Trzaskowski niszczy kawałek Podlasia. Nie wiadomo, jaki ma w tym cel. Możliwe, że żaden.
Braun mści się na Dziamborze za zdradę prawicowych ideałów. Tu również nie ma miejsca na przypadek. Dziambor odchodzi, a województwo zachodniopomorskie staje się mniejsze.
Czarzasty ostrzegawczo strzela w przód głowy Kosiniaka-Kamysza, lecz rezygnuje z oddania drugiego strzału, ponieważ nie chce mu się przeskakiwać oponenta. Być może strzał w tył głowy byłby za mało honorowy.
Kosiniak-Kamysz w odwecie zakłada czerwoną (kolor nie bez znaczenia) bandanę i celnym ciosem kung-fu posyła Czarzastego do wody.
Myrda podrzuca granat Bosakowi. Zabiera mu aż 50 punktów, bo obok destrukcji ulega także zbiornik z paliwem.
Trzaskowski poświęca północą część pomorza, by ustrzelić Biedronia. Ten jednak przeżywa.
Bosak dzięki precyzyjnemu określeniu wiatru, który – i to jest istotne – wieje z PRAWEJ strony, ustrzela bazooką Kosiniaka-Kamysza i wysyła go w wodne odmęty. Trzecia Droga zostaje wyeliminowana.
Biedroń częstuje Trzaskowskiego granatem, zmniejszając województwo lubelskie.
Myrda strzela do Brauna z uzi.
Natarcie Trzaskowskiego na Biedronia nadal trwa. Województwo warmińsko-mazurskie praktycznie już nie istnieje.
Braun uderza Myrdę z pięści.
Biedroń znów próbuje wysadzić Trzaskowskiego granatem, ale nie trafia.
Myrda używa swojej samorządowej strzelby. Jeden strzał otrzymuje Braun, natomiast Myrdzie chyba jest żal reżysera i polityka, bo drugi strzał umyśle jest niecelny.
Trzaskowski próbuje przebić się do Biedronia, dewastując Mazowsze i Podlasie.
Bosak, obawiając się o przyszłość polskich rodzin, nasyła nalot rakietowy na Biedronia. Co prawda cierpi na tym Mazowsze, jednak w zamian za to Lewica wypada z gry.
Myrda wysadza Brauna dynamitem, samemu jednak ponosząc obrażenia. Lekkie rany nie omijają też Bosaka.
Trzaskowski eliminuje Bosaka i Konfederację nalotem rakietowym. Teraz możemy mówić o pojedynku. Myrda i prezydent Warszawy zmierzą się w desperackiej walce o stołek.
To, co dzieje się przez ostatnie sześć minut, jest niezwykle dziwne, a zarazem intrygujące. Kandydaci, aby przedostać się do siebie, niszczą praktycznie większość kraju, przy czym Trzaskowski dewastuje Polskę od wschodu, a Myrda od zachodu. Warszawa już tak naprawdę przestaje istnieć. Jedynie południowe województwa nie uległy uszkodzeniu, więc w zasadzie potencjalny zwycięzca może jeszcze nad nimi panować. Dopiero kilka sekund przed szesnastą minutą gry Trzaskowski niszczy zasobnik nieopodal kandydata Samorządowców i posyła go do wody.
W ostatecznym rozrachunku wygrywa Koalicja Obywatelska, ale 70% kraju jest rozwalone. Można powiedzieć, że to pyrrusowe zwycięstwo.
Kilka akapitów na poważnie
To nie brzmi ani zbyt literacko, ani zbyt ładnie, ale mam dość pieprzenia głupot. Choć aktualnie wiem mniej więcej, na kogo oddam swój głos (i wormsy na to nie wpłynęły), nie zmieni to mojego podejścia do sprawy. Oglądając spoty Koalicji Obywatelskiej czy Prawa i Sprawiedliwości, dostrzegam w ich przekazie analogie do podwórkowego wyzywania, czego to nie zrobiła „twoja stara”. W tychże materiałach filmowych dominuje zastraszanie wyborcy i wskazywanie niczym w horrorze, czego powinien się bać i co ma zrobić, aby nie musieć się tego bać.
Robione jest to często z żenującym kabaretowym zacięciem, co nie jest ani przekonujące, ani nawet zabawne. Ludzie odpowiedzialni za te kampanie poświęcają całą energię na wytykanie błędów konkurencji, lecz brakuje im czasu na przedstawienie swoich wizji przy jednoczesnym wytłumaczeniu, w jaki sposób chcą tego dokonać.
Tu właśnie pojawia się problem numer dwa, bo kandydaci prześcigają się w tym, kto co nam, Polakom, zapewni. Nie istnieją natomiast instrumenty, które weryfikowałyby ich prawdomówność. Wobec wyborcy stosuje się straszaki, ale nie występują żadne potwory, które mieszkałyby w szafach polityków i co jakiś czas przypominały im, że jeśli ich obiecane wyższe zarobki obywateli, legalizacja związków partnerskich czy jakakolwiek inna rewelacja nie zostanie spełniona, to oni pójdą do więzienia. Albo przynajmniej niczym pewni polscy youtuberzy już na zawsze zostaną wykluczeni z działalności, którą wcześniej podejmowali. Brak konsekwencji pozwala „garniturom z TV” obiecywać, co im ślina na język przyniesie.
Ostatnia smutna sprawa to oczywista oczywistość, czyli wciąż te same twarze w polskiej polityce. Są tacy, którzy politykować będą zapewne do śmierci i nawet starcza demencja im w tym nie przeszkodzi, bo wtedy pieprzy się jeszcze większe głupoty. Są tacy, którzy z polityki niby odeszli, ale tak naprawdę realnie pociągają za sznurki. Albo obwieszczają powroty, na które nikt nie czeka. Wszelkie młode twarze w polityce wydają mi się chorągiewkami właśnie tych starych dinozaurów, choć oczywiście na pewno są też tacy kandydaci, którzy myślą trzeźwo i realnie chcą coś zmienić. Niestety trudno jest odnaleźć perłę w szambie.
Nie mniej, na wybory pójdę, jednak pójdę na nie, ponieważ posiadam taką możliwość. Nigdy nie przekona mnie argument, że to mój obowiązek. Według mnie, jeśli ktoś nie czuje się kompetentny i przede wszystkim nie chce „mniejszego zła”, tylko czegoś konkretniejszego, to nikt nie powinien mieć mu za złe, że został w domu. A czy taka osoba może narzekać? Cóż, tu już sprawa jawi się jako problematyczna. Jednakże jeśli masz do wyboru usiąść gołym tyłkiem na jeżu, rozsypanych pinezkach albo na słoiku (jak pewien pan z filmiku, co go Seba pokazywał Kapitanowi Bombie), to czy ktoś ma prawo wypominać ci, że nie wybrałeś żadnej opcji?