W 1999 roku wiele nieświadomych niczego osób z całego świata uwierzyło, że troje studentów udało się do jednego z amerykańskich lasów, aby zbadać upiorną historię Wiedźmy z Blair, a następnie zniknęło w tajemniczych okolicznościach. Był to początek popularyzacji filmów typu found footage, choć wcale nie pierwsze dzieło tego typu, jakie kiedykolwiek powstało. Po technikę tę sięga obecnie bardzo wielu reżyserów, a w tym artykule zamierzam przybliżyć Wam, czym w ogóle jest cały ten found footage, gdzie sięgają jego początki i czy tylko w horrorze będziemy mogli spotkać się z motywem tajemniczo odnalezionych materiałów filmowych.
Found footage – charakterystyka techniki
Muszę wziąć pod uwagę, że nie każdy lubi horrory i nie każdy postrzega jesień jako czas, kiedy najlepiej się je ogląda. Stąd pojawia się potrzeba napisania, z czym mamy właściwie do czynienia i czy występują jakieś elementy, po których bez problemu będzie można poznać, że konkretne dzieło wpasowuje się w stosowanie techniki found footage. Otóż, tak – jak najbardziej możliwe jest wyodrębnienie charakterystycznych tropów.
Found footage jako technika stawia sobie za cel stylizację na amatorskie nagranie, jakie mogłaby wykonać każda osoba dysponująca kamerą, czy to w tradycyjnej formie, czy to w swoim smartfonie lub laptopie. To bardzo ciekawy zabieg, ponieważ aktor dzierżący medialne narzędzie zdolne do rejestracji obrazów staje się jednocześnie kamerzystą. Zazwyczaj przy takiej metodzie kręcenia nie powinno być mowy o profesjonalizmie – im bardziej obraz się trzęsie, im mocniej kamera jest przybrudzona ziemią, im mniej widać główne zagrożenie, tym lepiej dla odbioru całości.
Amatorskie nagranie zwykle zostaje odnalezione przez służby mundurowe, stanowiąc ostatnie udokumentowane chwile żyjących jeszcze wtedy bohaterów. Oczywiście nie jest to wymóg konieczny, lecz motyw ten nader często się powtarza.
Jak wskazuje David Bordwell, found footage jako technika znana obecnie przyćmiła pierwotne znaczenie tego pojęcia. Wcześniej mianem tym określano inny rodzaj filmów. Za przykład może tu posłużyć film nakręcony przez Bruce’a Connera A Movie z 1958 roku. Nie posiada on fabuły ani głównych bohaterów, przedstawiając zlepek wyszperanych przez twórcę krótkich klipów z różnych kronik, a także kadrów z kina klasy B i filmów pornograficznych. Mowa tu raczej o eksperymencie niż czymś, co przeciętny widz obejrzałby wieczorem po pracy, ale warto wspomnieć o tym dziele, by podkreślić, jak niektóre nazwy całkowicie zmieniają swoje znaczenie.
Nadmienię także jeszcze jedną istotną cechę, chociaż większość pewnie już się jej domyśliła. Po taniości – tak najprawdopodobniej odpowiedziałby twórca popularnego filmu found footage, zapytany o to, za jaką kwotę zrealizował swoje dzieło. Zazwyczaj, bo tu także występują wyjątki, w których CGI stoi na dobrym poziomie i musi trochę kosztować.
Ostatnia kwestia, o której chciałbym wspomnieć, to fakt, iż choć zdecydowana większość filmów found footage zalicza się do horroru, to istnieją przypadki dzieł, które mimo że korzystają z tej techniki, to jednak z kinem grozy niewiele mają wspólnego. Warto w tym momencie wspomnieć choćby o komedii młodzieżowej Projekt X, science fiction o superbohaterach Kronika czy o thrillerze Searching. Ewentualnie w niektórych przypadkach mogą być to filmy z pierwszej komunii, studniówki albo wesela, ale to raczej hermetyczne twory niedostępne dla wszystkich.
Kanibale czy Wiedźma z Blair – kto był pierwszy?
Blair Witch Project stanowi chyba pierwsze skojarzenie z horrorem found footage. Z bardziej znanych i posiadających wiele części serii wymienić można także Paranormal Activity oraz hiszpański [REC], lecz te dzieła powstały dużo, dużo później. Wróćmy zatem do Wiedźmy z Blair. Trzeba postawić sprawę jasno – nie jest to pierwszy film found footage, choć spopularyzował on modę na takie kino, sprawiając, że wielu filmowców świadomie lub nie wzorowało się potem na tym dziele przy swoich produkcjach. Napiszę o tym horrorze jeszcze później, a na razie poszukajmy czegoś, co powstało o wiele szybciej.
Cofnijmy się do 1980 roku, kiedy to zadebiutował włoski film Nadzy i rozszarpani, kino grozy niezwykle kontrowersyjne, ponieważ epatujące brutalnością i jednocześnie – co w mojej opinii jawi się jako najbardziej problematyczne – prezentujące prawdziwe sceny zabijania zwierząt. Produkcja traktująca o prymitywnych kanibalach i ludziach na pierwszy rzut oka cywilizowanych, a jednak o wiele okrutniejszych, podzieliła krytyków, a także oburzyła władzę sądowniczą, która definitywnie zakazała dystrybucji obscenicznego widowiska.
Wiele można by właściwie napisać o Nagich i rozszarpanych, bo to swego rodzaju legenda. Wspomniałem już o bezsensownym zabijaniu zwierząt, ale i nawet w stosunku do aktorów zachodziły podejrzenia (niesłuszne, rzecz jasna), że zginęli naprawdę. Grający jedną z głównych ról Robert Kerman, który dotąd występował w filmach pornograficznych, chciał wybić się nieco poza ten obszar kinematografii i zrobić w przyszłości karierę poważnego aktora grywającego częściej w ubraniu aniżeli bez niego. I to jest dosyć zabawne, bo owszem, po Nagich i rozszarpanych Kerman dostał angaż w kilku innych produkcjach… o kanibalach. Z łatki aktora porno otrzymał łatkę gościa grywającego w filmach o ludożercach.
Nadzy i rozszarpani stanowią zatem protoplastę dzieł spod znaku found footage, chociaż muszę przyznać, że film ten kwalifikuje się do tego miana tylko w połowie. Pierwszy segment jest nakręcony tradycyjnie, a dopiero kiedy ekspedycja odnajduje pozostawione przez poprzednich badaczy taśmy i powraca do swojego kraju, nadchodzi pora na odtworzenie materiału.
Przed Blair Witch Project, a dokładniej w 1998 roku, do dystrybucji trafił jeszcze film The Last Broadcast i… nie potrafię niczego konkretnego o nim powiedzieć. Nie oglądałem go, samo dzieło należy raczej do słabo kojarzonych i chyba ostatecznie fakt jego istnienia został przyćmiony przez historię o wiedźmie. Czuję się jednak w obowiązku wymienić ten tytuł, ponieważ, popularny czy nie, wyszedł rok wcześniej. Może kogoś fakt ten zainteresuje. Całość dostępna jest w serwisie YouTube, lecz bez polskich napisów. Fabularnie podobno horror opowiada o autorach programu, którzy aby uniknąć jego zdjęcia z anteny, udają się na miejsce żerowania legendarnego Diabła z Jersey, co oczywiście nie kończy się dla nich dobrze.
Blair Witch Project – coś więcej niż film
Gdy pierwszy raz w wieku nastoletnim obejrzałem horror o trójce studentów chcących przyjrzeć się legendzie Wiedźmy z Blair, miałem bardzo negatywne zdanie na temat tego tworu. Nic praktycznie się nie działo, postacie krzyczały, że coś ich goni, ale samemu widzowi nie było dane tego doświadczyć. Ostatecznie wszystko skończyło się niejednoznacznie i nic nie zostało wyjaśnione.
I tu właśnie pojawia się pewne nieprzygotowanie z mojej strony. O ile dzisiaj taki zabieg raczej by nie przeszedł, ponieważ stosunkowo łatwo jest zweryfikować prawdziwość jakiegoś materiału, o tyle wówczas Internet dopiero raczkował. Owszem, obecnie publikuje się naprawdę wiele filmów, których twórcy oglądani głównie przez młodszą publikę manipulują jej uczuciami i próbują wmówić jej, że widzieli potwora występującego w jakieś creepypaście. Czasami wymyka się to spod kontroli i dzieci (ale nie tylko) naprawdę wierzą, że mogą stworzyć homunkulusa przez zapłodnienie kurzego jaja. To niepokojące, jak dużą władzą dysponują popularni influencerzy. Ale wydaje mi się mimo wszystko, że i tak jesteśmy bardziej świadomi jako społeczność Internetu.
W 1999 roku – jak już wspomniałem – wirtualna rzeczywistość dopiero przeżywała rozwój. Nie było Facebooka, Instagrama i YouTube. Znajdująca się w sieci strona opowiadająca o historii Elly Kedward, którą w XVIII oskarżono o uprawianie czarów, została tak skonstruowana, aby internaucie wydawało się, że opowieść tam przedstawiona naprawdę się wydarzyła. Następnie czytelnikowi ujawniona zostaje sprawa tajemniczego pustelnika, który w 1941 roku zabija siedmioro dzieci, tłumacząc, że wykonywał rozkazy rzekomej wiedźmy.
Oprócz strony internetowej akcja promocyjna filmu objęła rozdawanie ulotek z rzekomo zaginionymi studentami. Dały się na to nabrać nawet gazety. I rzeczywiście, praktyka ta zadziałała, ponieważ główni aktorzy odgrywający swoje role byli praktycznie nieznani i nie wystąpili wcześniej w niczym, co zyskałoby większą popularność. Stąd ich bohaterowie zdawali się być rzeczywistymi ludźmi. Nakręcono także krótki dokument puszczony oficjalnie w telewizji, gdzie nie mówiono o filmie, a o realnym zdarzeniu mającym miejsce w mieście Burkittsville w stanie Maryland. Swoją drogą ta miejscowość istnieje naprawdę i po premierze filmu zyskała na napływie turystów, choć częściowo wbrew woli mieszkańców.
Można w tym momencie podjąć dyskusję na temat tego, czy takie praktyki nie stanowią wprowadzania w błąd i czy powinno pozwalać się je stosować. Zaręczam jednak, że takie zagrania reklamowe, do których częściowo zaliczają się choćby marketing partyzancki czy wirusowy, nadal są stosowane, choć sposób znany z Blair Witch Project musiałby zostać w obecnych czasach znacząco podrasowany i umiejętniej przeprowadzony.
Ewolucja found footage
Współcześnie found footage jako technika operuje nie tylko niedbale trzymaną kamerą, ale i także każdym możliwym medium rejestrującym obraz i głos. Może opierać się na nagraniach z monitoringu, komunikatorze Skype, plikach dźwiękowych czy tak zwanym mockumencie sprawiającym wrażenie filmu dokumentalnego lub jawnie się z niego śmiejącym (za przykład niech posłuży choćby serial Chłopaki z baraków).
Moja opinia w tej materii raczej mało zmienia, lecz osobiście twierdzę, że wszelkie produkcje filmowe bazujące na prezentowaniu treści przez komunikatory, czaty i transmisje na żywo stanowią już nieco inny podgatunek horroru, który wyewoluował właśnie z klasycznego foud footage. Mowa tu choćby o takich produkcjach jak Megan is Missing, Influencer, Cybernatural czy wcześniej wspomniane Searching. Jednocześnie horrory obierające za główny temat przestrzeń wirtualną nie muszą być nakręcone w stylistyce found footage, jak pokazują to przykłady takie jak Cam oraz Profil śmierci.