Choć bardzo lubię Shreka, nie ukrywam, że trzecią odsłonę jego przygód uważam za najgorszą. Nadal potrafi dać mi ona frajdę z oglądania, lecz zawsze czuję, że czegoś ewidentnie w niej brakuje. I rzeczywiście, sporo świetnych scen po prostu nie zostało ostatecznie tam umieszczonych.
Trzeci Shrek nie miał „tego czegoś”
Proces twórczy – bez względu na to, o jakim rodzaju dzieła mówimy – niemal zawsze wiąże się z odrzuceniem jakichś wcześniej uwzględnionych elementów. Stanowi to na pewno duży dylemat, ponieważ za tymi odrzuconymi koncepcjami stoją konkretni ludzie, a ich praca okazuje się wówczas iść na marne.
Bardzo często sceny usunięte bądź szkice koncepcyjne umieszczane są w ramach dodatków do fizycznego wydania filmu. Poruszając się po temacie Shreka, można stwierdzić, że praktycznie każda część przygód zielonego ogra posiadała takie bonusowe materiały. Jednakże ze wszystkich czterech filmów, to właśnie trzeci dysponował największą ich liczbą. I patrzenie na to, ile świetnych pomysłów zostało tam odrzuconych, po prostu boli. Ale o tym za chwileczkę.
Pamiętam, że jako dzieciak bardzo jarałem się faktem wypuszczenia „Shreka Trzeciego”. Poprzednie jego odsłony były świetnymi filmami, które żartowały sobie z konwencji obieranej przez lata przez wytwórnię Walta Disneya. Jednocześnie mimo parodii, bekania i pierdzenia niosły za sobą ważny morał o tym, że nie każdy musi być idealny, aby wieść dobre życie. Kiedy jednak obejrzałem „Shreka Trzeciego”… No cóż, nie powiem, że byłem rozczarowany, bo film ogólnie mi się podobał, ale jednocześnie czułem, że jego poziom mocno odstaje od poprzedników.
Owszem, nie zabrakło tu punktów zwrotnych w życiu ogra – śmierć teścia narzuciła mu zostanie królem, na co kompletnie się nie pisał, a jakby tego było mało, na świat miały przyjść mu dzieci. Tak naprawdę Shrek stanął przed dwiema odpowiedzialnymi rolami, na które nie był gotów. Nie mogliśmy też narzekać na zabawne sceny. Niestety nowi bohaterowie, którzy pojawili się „trójce” zdawali się być skonstruowani w sposób, który nie wyciskał z nich pełni potencjału.
Sceny usunięte. Raczej niesłusznie
Dostęp do koncepcyjnych szkiców ukazujących sceny, z których twórcy zdecydowali się zrezygnować, jest bardzo łatwy, bo wszystko to znajduje się w serwisie YouTube. W materiałach dodatkowych widzimy cztery sceny, których oficjalnie nie wykorzystano, a które bardziej były w stanie rozwinąć niektóre postaci.
Scena numer jeden wiąże się ze Świętym Graalem, którego Artur miał zdobyć w jaskini. Shrek stworzył mu w tym celu prowizoryczną zbroję, a zamiast miecza wręczył mu widły. Kot natomiast przebrał się za potwora, aby urealnić to, że rzeczywiście ktoś pilnuje artefaktu. Wyreżyserowana sytuacja szła całkiem nieźle, dopóki nie okazało się, że w jaskini znajdował się także zły smok. Shrekowi wspiął się na niego, ale został szybko zrzucony. Ostatecznie Arturowi udało się pokonać gada, a ten runął, zasypany kamieniami.
Druga scena ma miejsce w stołówce podczas lunchu. To właśnie tutaj podkreślone zostaje zauroczenie Artura Ginewrą, której wygląd idealizuje on podczas nakładania przez nią sobie porcji jedzenia. Szybko jednak zostaje on osaczony przez Lancelota i jego ziomków, lecz szybka interwencja kota i ogra pomaga wyjść młodzieńcowi z opresji.
Trzecia usunięta scena miała zapewne odrobinę sparodiować „Romea i Julię”. Shrek namawia Artura do wyznania swoich uczuć Ginewrze. W tym celu chłopak zostaje wysłany pod wieżę nastolatki, ale całość wychodzi dość niezręcznie, zwłaszcza że po jakimś czasie w pokoju Ginewry pojawiają się też Lancelot z kumplami. I jak możecie się domyślić, odgrywają oni tu rolę przebojowych dzieciaków, które wyśmiewają Artura będącego wyrzutkiem. To kolejna scena, kiedy możemy zaobserwować, że Artur chce zdobyć serce Ginewry, o której nawet przychodzi mu śnić (co zostało ukazane na początku pierwszej omawianej sceny, gdy chłopaka obudził Shrek).
Ostatnia z niezrealizowanych scen jest chyba najdziwniejsza ze wszystkich, ponieważ Shrekowi i Arturowi przychodzi w niej zawalczyć z kopiami Pinokia oraz Ciastka. Oponenci wykazują dużą agresję i dysponują niezwykłą siłą, uwięziwszy wcześniej Osła i Kota w Butach. Walka trwa jakiś czas, aż ostatecznie Ciastek i Pinokio zostają pokonani i wychodzi na jaw, że są robotami zasilanymi na wzór zegara. Kto je skonstruował? Tego nie wiadomo, lecz moja teoria jest taka, że być może stanowią one dzieło Strombolego, czyli właściciela cyrku, który przyłączył się do wywrotowców.
Dlaczego większość tych scen powinna zostać?
Moim zdaniem przynajmniej pierwsze trzy sceny powinny były zostać zachowane i, prawdę powiedziawszy, w ogóle nie rozumiem, dlaczego nie zdecydowano się na ich umieszczenie. Artur tym sposobem mógł stać się o wiele ciekawszą postacią, niż ostatecznie był w „Shreku Trzecim”. Dostalibyśmy dzięki temu na pewno wiele zabawnych scen odwołujących się do komedii młodzieżowych typu „American Pie” czy „Zemsta frajerów”, a jednocześnie wyśmiewających legendy arturiańskie i dworskie sztuki. To mogłoby okazać się naprawdę ciekawe.
Jednak nie chodzi tu wyłącznie o Artura, ale i o Lancelota i Ginewrę, którzy w „Shreku Trzecim” pojawili się na moment, nie odgrywając żadnej istotniejszej roli. Lancelot mógłby okazać się pełnoprawnym, zapewne tylko drugoplanowym, ale mimo to ciekawym antagonistą. A tak niestety wiele wątków z oryginalnej wersji filmu zostaje uciętych, wręcz potraktowanych po macoszemu (i to tak po macoszemu jak w przypadku Kopciuszka). Wielka szkoda.