Według magazynu „Forbes”, który co roku sporządza listę najbogatszych Polaków, na drugim miejscu z wynikiem wynoszącym około 23,62 miliardów złotych uplasował się Tomasz Biernacki, założyciel sieci Dino. Szacuje się, że jest to wzrost o 19% w stosunku do roku poprzedniego. Skąd wynika taka popularność analizowanych sklepów?
Dinozaur przedsiębiorczości
Jeszcze nie tak dawno temu sklepy o wdzięcznej i dość prehistorycznej nazwie Dino nie zwracały szczególnie na siebie mojej uwagi. Ot, były to miejsca widywane czasem w mniejszych miejscowościach. Nadal o wiele częściej napotykałem raczej budynki z owadem w kropki albo z napisem „Lidl”.
Wynikało to głównie z faktu, że mieszkam na Pomorzu i choć sieć Dino posiada tu zdecydowanie więcej swoich sklepów niż choćby w województwie podlaskim czy warmińsko-mazurskim, to nadal nie jest to znowu aż tak duża liczba. Największe nasilenie Dino zaobserwować można w centralnej i zachodniej części Polski.
Kiedy jednak człowiek czyta, że pomysłodawca i właściciel tych hipermarketów jest drugim najzamożniejszym człowiekiem w Polsce (pierwszym jest Michał Sołowow) i zdołał pokonać przedsiębiorców od Polpharmy czy kabli podmorskich, zapala mu się lampka z wielkim znakiem zapytania. Bo przecież z czegoś taki stan rzeczy musi wynikać.
Nadal oczywiście mówimy o wydaniu magazynu „Forbes” z roku ubiegłego. Sytuacja ta może diametralnie się zmienić, ale wątpliwe, aby Biernacki aż tak drastycznie miał spaść z piedestału.
Memy nie kłamią
Postaram się w tym miejscu wymienić kilka czynników, które najprawdopodobniej wpłynęły na osiągnięcie przez Dino tak dobrych wyników finansowych. O jednym już napomknąłem i jest to nieodzowna część żartów internetowych, gdzie analizowana sieć sklepów niczym Jezus objawia się na najbardziej odciętych od świata wsiach. Tomasz Biernacki odnalazł pewną lukę i ją wypełnił.
Wszystko zaczęło się w 1999 roku, kiedy to założony został Supermarket Dino funkcjonujący jako jednoosobowa działalność gospodarcza. Biernacki rozwijał swój biznes, otwierając kolejne placówki i eksperymentując z formatami sprzedażowymi. Ostatecznie uznał, że najlepszą opcją będzie tworzenie kolejnych sklepów na peryferiach, a także w małych i średnich miasteczkach, często takich, w których dominowały tereny wiejskie.
Nie był to zatem model identyczny do tego obranego przez Biedronkę. Dino uchodziło za znacznie mniejsze powierzchniowo hipermarkety, które jednocześnie były o wiele większe aniżeli Żabki. Zresztą, te ostatnie stanowią dyskonty w głównej mierze bazujące na klientach, którzy „czegoś zapomnieli kupić”. I oczywiście na możliwości zrobienia zakupów w niedzielę.

Samowystarczalność
Dodatkowa przewaga Dino wynika także z faktu, że Tomasz Biernacki od 2003 roku posiada zakład mięsny, który bezpośrednio transportuje swoje produkty do jego marketów. Przynosi to dodatkowe oszczędności, gdyż eliminuje konieczność szukania zewnętrznego dystrybutora. W Krotoszynie natomiast powstaje kilka lat później pierwsze centrum dystrybucyjne.
Biernacki zatem zadbał o to, aby jego przedsięwzięcie realizowane było przez firmy z nim powiązane. I to dotyczy także samego procesu wznoszenia sklepów. Najpierw wykupowany jest grunt pod budowę, a tę realizuje spółka, której Biernacki jest wspólnikiem. Wspomniany inwestor wszystko trzyma pod pełną kontrolą.
Dino pojawia się zatem tam, gdzie większe supermarkety nie chcą się ulokować. Nie przytłacza ogromem swojej powierzchni, lecz oferuje większy asortyment niż tradycyjne sklepy osiedlowe. Wszystko, co dzieje się w ramach działań tego przedsiębiorstwa, może być swobodnie kontrolowane przez właściciela i zarząd.
Nadal możliwa ekspansja
Warto też wspomnieć, że tak naprawdę nadal istnieje spora przestrzeń, w której hipermarkety te mogą zrobić furorę. Oficjalnie dostępny najnowszy komunikat prasowy z 3 stycznia 2025 roku określa liczbę polskich sklepów Dino jako równą 2688.
Na podstawie dostępnej na oficjalnej stronie sieci mapki można jednak zaobserwować, iż w pewnych regionach Polski, głównie tych wschodnich, Dino praktycznie nie funkcjonuje. A na pewno znajduje się tam nie mniej terenów miejskich czy po prostu malutkich gmin niż na zachodzie czy w centralnej części kraju. To dość istotne, gdyż sytuacja ta tworzy potencjalne szanse na uczynienie przedsiębiorstwa jeszcze bardziej dochodowym.
Kim jest Biernacki?
A teraz nieco o założycielu. Wydaje mi się, że najbardziej człowieka do zainteresowania się pewnymi sprawami przyciąga fakt ich tajemniczości. Jeśli ktoś wpisze sobie „Jerzy Starak” albo „Michał Sołowow” (a osoby te znajdują się w pierwszej dziesiątce miliarderów według „Forbes”), bez problemu odnajdzie ich biogramy, a – co najistotniejsze – zdjęcia.
Z Tomaszem Biernackim jest zupełnie inaczej. Jasne, aktualnie kilka jego fotografii pojawia się po wpisaniu, lecz dopiero od pewnego czasu. Nadal jednakże nie znajdziemy przeprowadzonego z nim wywiadu czy jakiegokolwiek momentu, w którym dosłownie brylowałby w mediach.
Przewertowałem wiele artykułów na jego temat i zazwyczaj ktokolwiek coś o nim powie, nie ma pewności, że rewelacja ta nie stanowi jakiejś plotki powielanej kolejny już raz z rzędu.
Możemy wyczytać o pewnym wypadku samochodowym, w którym brał udział. Także o tym, że zamieszkuje Krotoszyn, a jeden z komentatorów czasami podobno widuje go tam na pływalni krytej. Przedsiębiorca nie lubi też podobno smarfonów bo według niego to „mokry sen esbeków”. Preferujeza to korespondencję listowną. Biernacki ewidentnie stroni od mediów i jest to oczywiście jego prywatna sprawa, ale i zarazem święte prawo. Nie mniej, znajduje się w tym wspomniana wcześniej doza tajemniczości, bo nigdy nie wiadomo, co jest prawdą, a co po prostu zostało zmyślone.
Sąsiedzki model biznesowy
Model, jaki obrała marka Dino, nazywany jest powszechnie mianem proximity, co z języka angielskiego oznacza bliskość czy sąsiedztwo. W miarę jak w Polsce rozwijały się różne sieci sklepów, tendencje konsumentów także ulegały przeróżnym modyfikacjom. Początkowo zakładano, iż najistotniejsza jest cena, lecz bardzo szybko zreflektowano się pod względem tej tezy. Jakość produktów czy stosunkowo bliskie położenie miejsca, w którym można je kupić, wysunęły się na pierwszy plan.
Na polskim gruncie oprócz bohatera tego artykułu jako proximity funkcjonują takie sklepy jak „Delikatesy Centrum”, „Polomarket” oraz „Stokrotka”, a to wyłącznie przykłady pierwsze z brzegu. W Stanach Zjednoczonych na takiej zasadzie działały choćby punkty gastronomiczne „McDonald’s”.
Proximity stanowi segment pomiędzy sklepami o dużej powierzchni jak choćby „Auchan” czy „Lidl”, a tymi typu convienence, czyli małymi sklepikami jak Żabka ulokowanymi w strategicznych, często odwiedzanych miejscach.
Epilog niepromujący
Na zakończenie chciałbym napisać tylko, że w żadnym stopniu nie chcę, aby tekst ten został wzięty za lokowanie jakiegokolwiek produktu, usługi czy marki. Nie otrzymałem żadnego przelewu od Dino na konto, ale w tym wypadku musicie mi wyłącznie wierzyć na słowo. Jeśli nie uwierzycie, trudno.
Temat postanowiłem zbadać ze względu na mem o „wsiach zabitych dechami”. To właśnie o stanowił asumpt do zagłębienia się w uniwersum świata Dino.
Skala popularności tej sieci jest dla mnie dostrzegalna tylko poprzez dostępne statystyki oraz artykuły i zapewne, gdybym mieszkał na zachodzie Polski, odczułbym ten fenomen o wiele bardziej. Pozostaje tylko śledzić sytuację przez następne lata, by przekonać się, czy w pewnym momencie wystąpi jakiś widoczny impas w rozwoju.
Przeczytaj także: