„20 pytań” to jeden z pierwszych teleturniejów okresu PRL-u. Nie zachowały się raczej żadne materiały, które mogłyby nam choć odrobinę pokazać, jak się on prezentował, ostały się jednak wzmianki pisemne. Program utrzymywał się na antenie kilka lat, aż w 1964 roku musiał zniknąć z telewizji przez dwóch sprytnych matematyków.
Na licencji, choć bez niej
Jak wspomniano na wstępie, próżno szukać archiwalnych nagrań prezentujących jakikolwiek odcinek „20 pytań”. Istnieje jednak kilka publikacji wspominających o tym teleturnieju. Nadawano go od 11 stycznia 1959 roku do 28 maja 1964 roku.
Znając obecne trendy telewizyjne, możecie zadać pytanie, czy był to program oparty na zagranicznej licencji? Odpowiedź brzmi: i tak, i nie. W okresie, po którym się poruszamy, nie przejmowano się zbytnio kupowaniem jakiejkolwiek licencji, zwłaszcza z Zachodu, którego przecież mieliśmy się wówczas wystrzegać. Tak naprawdę pierwszym polskim w pełni licencjonowanym programem było „Koło Fortuny”, ale ono zadebiutowało dopiero w 1992 roku. Wtedy rzeczywiście spisana została oficjalna umowa strony polskiej i amerykańskiej.
„20 pytań” opierało się w sposób luźny o amerykański format telewizji ABC „20 Questions”. Autorem adaptacji i prezenterem był Ryszard Serafinowicz, asystentką Joanna Rostocka, scenografem natomiast Jan Laube. Przypomnieć należy, iż Serafinowicz oraz Rostocka w późniejszym okresie zajmowali się prowadzeniem kultowej „Wielkiej gry”, lecz do niej również wrócimy.
W programie rywalizowały trzy drużyny po trzy osoby. Bardzo często zdarzało się, iż dana grupa specjalizowała się w konkretniej dziedzinie, na przykład dziennikarstwie lub matematyce. Bywały też drużyny mieszane. Każda z nich miała za zadanie odgadnąć hasło. Był nim rzeczownik oznaczający jakiś przedmiot lub pojęcie (w mianowniku i liczbie pojedynczej).
Aby odgadnąć hasło, uczestnicy musieli zadać maksymalnie dwadzieścia pytań, na które prowadzący mógł odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Przykładowo gracze mogli spytać, czy słowo, o które chodzi, związane jest z jakimś zwierzęciem. Jeśli tak, mieli szansę następnie doprecyzować, czy jest to zwierzę egzotyczne lub rodzime. I tak dalej, i tak dalej.
Reguły gry brzmią prosto i przez kilka lat ta formuła się sprawdzała. Do czasu…
„Metys” zniszczył grę
Początkiem końca „20 pytań” okazał się rok 1962, w którym do teleturnieju zgłosiło się dwóch matematyków. Opracowali oni algorytm, który po wstępnych testach pozwolił odgadnąć dane słowo już po zadaniu osiemnastu pytań.
Zazwyczaj pytania, które zadawano, były mało skomplikowane i raczej ogólne. Zawodnicy jednak zapytali prowadzącego, czy szukany wyraz znajduje się w słowniku języka polskiego za słowem „metys”.
W tym momencie sprawa prezentuje się tak, że albo słowo to rzeczywiście jest umiejscowione za „metysem”, albo i nie. Jeżeli jest, to na pewno nie zaczyna się na litery „a”, „b”, „c” itd. Kolejne części słownika języka polskiego matematycy dzielili na pół, zbliżając się coraz bardziej do konkretnego słowa. Tak zaadaptowany system nazywa się algorytmem wyszukiwania połówkowego lub wyszukiwaniem binarnym.
Przy użyciu tej metody tak naprawdę istnieje możliwość wygrania praktycznie każdej rozgrywki teleturnieju bez względu na to, jakie słowo wylosuje prowadzący. Oczywiście pod warunkiem, że mamy dobrą pamięć. Przy tym rzecz jasna nie można uznać tego sposobu za zbyt atrakcyjny zarówno dla oglądającego jak i grającego.
Na skutek działań panów matematyków zaistniała konieczność zdjęcia programu z ramówki. Luka w mechanice gry okazała się zbyt duża. Miało to jednak dobre strony, ponieważ Serafinowicz, chcąc zastąpić „20 pytań” innym programem, powołał do życia „Wielką grę”.